niedziela, 30 marca 2014

8. Tell me what the fuck is wrong with me.

   Próbował zachowywać się jak kiedyś, ktoś mógłby powiedzieć normalnie, ale co to znaczy? Kto określa ramy, które definiują nas w słowie normalny. Kto decyduje o tym, w której szufladce nas zamknąć? Spędzając z chłopakami czas w studiu śmiał się i wygłupiał, lecz gdy tylko zamykały się za nim drzwi jego mieszkania, zdejmował z twarzy ten uśmiech, który sprawiał, że czuł się niedobrze. Niedobrze na myśl o tych wszystkich kłamstwach i zapewnieniach, które sprzedawał bliskim. Tęsknił za nią. Bardzo. Wszystko straciło barwy i żeby poradzić sobie ze samym sobą nieraz sięgnął po butelkę. Co gorsza, chociaż starał się jak mógł i wstydził tego przed swoim własnym ja, znalazł ukojenie w narkotykach. Znowu. Wrócił do tego co prawie zniszczyło mu życie kilka lat wstecz. Ale w tej chwili miał już dość. Poza muzyką, która nie sprawiała mu już takiej radości, nie widział żadnej jasnej strony swojego życia. Tak, jakby razem z nią zgasło słońce. Bolało go to, że okłamywał Mike'a, a ten jeśli czegokolwiek się domyślał, nie dawał tego po sobie poznać. Może nie miał już siły z nim walczyć i dawał mu czas na to żeby samo przeszło. Ale czy przejdzie? Czy ta rana ziejąca w jego klatce piersiowej kiedyś się zagoi? Bo serce zniknęło razem z Mel. Samo wspomnienie jej osoby, jej uśmiechu, oczu... Samo wypowiedzenie jej imienia, sprawiało mu niepowtarzalny ból, który wciąż musiał maskować. Czasami po prostu nie dawał rady. Pierwsze koncerty były totalną katastrofą. Nie umiał się skupić, fałszował, zapominał słów, tracił głos... Miał wrażenie, że wszędzie widzi jej blond włosy. Irytowali go fani, ludzie dzięki którym przecież istniał. Kilka razy Mike go musiał odciągać żeby nie pobił się z jakimś kolesiem, właściwie za nic. Na oczach fanów, jakby tego było mało. Chodziło wiele plotek na jego temat. Wiele złych opinii. Myślał, że Shinoda go zabije, gdy w sieci pojawił się filmik z nim w roli głównej, gdzie obrzucał wyzwiskami grupę fanów, ledwo przy tym stojąc na nogach. Nie pamiętał tego i zespół zmył mu za to głowę. Był w szoku, że nie wywalili go na zbity pysk, chociaż Joe od tamtej chwili odzywał się do niego, tylko gdy musiał. Czuł wstyd i nie miał nic na swoje usprawiedliwienie. Od tamtej pory nie powtórzył takiego wybryku, może dlatego, że jeśli pił, to zamykał się w domu, w ciszy. Gdy zaczęło to wpływać na jego zdrowie, wokal i atmosferę w studiu, sięgnął po starą znajomą amfetaminę. Nawet fakt, że noce stały się bezsenne nie był taki straszny. Potrafił wpatrywać się godzinami w sufit i wyobrażać sobie jak inaczej mógł pokierować całą sytuacją. Schudł jeszcze bardziej i wszystkie ubrania wyglądały na nim jak na wieszaku. Musiał się też mimo wszystko pilnować. Mike kilka razy zrobił mu awanturę, lub po prostu siadał w ciszy w fotelu, co było jeszcze gorsze. Wolałby żeby go zwyzywał i wykrzyczał mu wszystko w twarz. Zamiast tego jego milczenie i ten zawód, całe to poczucie klęski, które malowało się na jego twarzy... Musiał wziąć się w garść. Ale to wcale nie było takie łatwe.

~*~
   Kolejny koncert. Tłumy fanów i on na scenie. Oślepiały go reflektory, słyszał szum i pisk publiczności. Światła zgasły, zamknął oczy i usłyszał pierwsze dźwięki klawiszy. Mike zaczął grać. Długo namawiał chłopaków do zagrania tej piosenki. Czuł, że musi to zrobić, że to w jakiś sposób go oczyści. A może wręcz przeciwnie? Pociągnie go w dół, w jeszcze większe czeluście mroku. Otworzył usta i pozwolił słowom płynąć.

Drżę i trzęsę się przez ciepło i chłód. Jestem samotny, sam ze sobą.
W każdym błędzie odkopuję tą dziurę przez moją skórę i kości.

Trudniej zaczynać od nowa, niż nigdy się nie zmienić.

Z czarnymi ptakami podążającymi za mną odkopuję swój grób.
Nadchodzą, pochłaniając mnie, ból przychodzi falami.
Otrzymuję z powrotem to co dałem.

Pocę się przez prześcieradło, kiedy światło blaknie.
Kiedy słabnę łapie mnie w pułapkę przez błędy, które popełniłem.
Taką cenę płacę.

Trudniej zaczynać od nowa, niż nigdy się nie zmienić

Z czarnymi ptakami podążającymi za mną odkopuję swój grób.
Nadchodzą, pochłaniając mnie, ból przychodzi falami.
Otrzymuję z powrotem to co dałem.

Upadam na podłogę tak jak wcześniej.
Przestaję obserwować, kaszlę, nie mogę być kimś więcej.
To czego chcę i czego potrzebuję to ciągła wojna
Jak studnia pełna trucizny, zgniły środek
Krew staje się rzadka, gorączka pali i drżę, jakie nałogi przyniesie piekło.
Ułóż chorych, dzwony zadzwonią połóż monety na ich oczach, niech umarli zaśpiewają

Z czarnymi ptakami podążającymi za mną odkopuję swój grób.
Nadchodzą, pochłaniając mnie, ból przychodzi falami.
Otrzymuję z powrotem to co dałem.*

Wyszeptał ostatnie wersy i wypuścił mikrofon z dłoni, który upadł z hukiem sprawiając, że z głośników wydobył się ogłuszający pisk. Próbując złapać oddech w płuca, zignorował płynące mu po policzkach łzy. Czuł na plecach współczujące spojrzenia chłopaków. Nie chciał ich. Słyszał ludzi skandujących jego imię spod sceny. Nie chciał też tego. Chciał jej. Chciał ją zobaczyć, chociaż na ułamek sekundy. Zamknął się w łazience i nie zważając na dobijającego się do drzwi rapera, wciągnął kolejną kreskę. Spojrzał na swoje odbicie, próbując znaleźć w swoich oczach coś, co by mu dało odrobinę nadziei i siłę. Zobaczył nienawiść do samego siebie i cholerną bezsilność. W momencie, gdy jego pięść rozbiła lustro, do środka wpadł Mike, z resztą zespołu. Zaszokowani rozejrzeli się po pomieszczeniu. Przeźroczysty woreczek na umywalce, odłamki szkła i powoli kapiąca na białe kafelki krew. Po środku tego wszystkiego on. Trzęsący się, z wciąż wilgotnymi policzkami. Opadł na kolana i schował twarz w dłoniach. Poczuł na ramionach silny uścisk i pozwolił się przytulić. Rozpłakał się przy tym jak małe dziecko.
- Nie potrafię. Chłopaki, przepraszam was, ale ja nie dam dłużej rady. - wyszeptał.
Wiedział, że ma w nich wsparcie, ale czuł też ich rozczarowanie i strach, że znowu przyszłość zespołu stoi pod znakiem zapytania. Znowu przez niego. Więc, gdy Mike zaproponował mu wizytę u terapeuty, niepewnie kiwnął głową.

~*~
   Początkowo był sceptycznie nastawiony do spotkania z psychologiem. Miał wrażenie, że chłopaki przesadzają, chociaż podświadomie wiedział, że mają rację. Czekając na kolejną wizytę, przyglądał się jasnym ścianom, skupiając wzrok dłużej na wskazówce sekundnika. Tik tak, tik tak. Był czysty i trzeźwy od jedenastu dni. Lekko zdenerwowany i przytłoczony myślami, ale nie ruszał tego gówna, które jak na ironię przecież pomagało mu przetrwać ostatnie trzy miesiące. Po trzecim spotkaniu przestał uważać ten pomysł za głupotę. Doktor Lawrance z nim rozmawiał, może tylko, a może aż. Nie próbował go ani ciągnąć za język, ani oczyszczać z grzechów. Rozmawiał i przedstawiał całą sytuację w innym świetle. Pomógł mu na nowo docenić zespół i przyjaciół. I może nie tyle pogodzić się z odejściem Mel, ale nauczyć się z tym chociaż trochę żyć. To nie do końca tak, że wszystko stało się nagle łatwe i kolorowe. Po prostu oddychanie przestało sprawiać mu aż taki ból. Był rozchwiany emocjonalnie, fakt ale jakoś pewniej stał na nogach. Kolejnym krokiem ku normalności... Parsknął cicho, smutnym śmiechem. On nigdy nie należał do normalnych osób. Więc kolejnym krokiem, ku lepszemu był wywiad, którego udzielił razem z Davem. Nie obeszło się bez pytań zarówno o przerwę jak i o jego zachowanie, jednak jakoś udało się to obrócić w stronę sztywnego, ale zawsze żartu. Z nowym nastawieniem, nowymi chęciami i nadzieją, ogłosili dla fanów serię koncertów po Stanach.

_____
No i jest nowy. Mam nadzieję, że się podoba, mimo iż nie jest zbyt optymistyczny. Tęsknicie za Mel? A ja Wam nic nie powiem :P
Komentujcie i w dalszym ciągu piszcie kogo informować o nowych rozdziałach. Pozdrawiam :)
* Linkin Park - Blackbirds

środa, 26 marca 2014

7. If you need a friend there's a seat here alongside me.

   Nie zwracał uwagi gdzie idzie, dopóki nie stanął  przed bramą Mike'a. Chyba podświadomie wiedział, że samotność to nie jest dobry pomysł w tej chwili. Muzyka wciąż grała, jednak nie tak głośno, co znaczyło, że pozostała jedynie garstka znajomych, a impreza zmieniła się w bardziej kameralne spotkanie. Wszedł po chichu tylnym wejściem, sięgnął po pierwszą z brzegu butelkę alkoholu i wyszedł do ogrodu. Mike i Anna byli raczej spokojną parą, więc ich dom na obrzeżach miasta gwarantował zarówno prywatność jak i spokój od zgiełku centrum. Domek był niewielki, ale panująca tu rodzinna atmosfera nadawała mu specyficznego uroku. Może to też dlatego znalazł się właśnie tu. Usiadł na drewnianej huśtawce przy krzewie dzikiej róży i odpychając się palcami od ziemi, zapatrzył się w niebo. Tu, gdzie nie docierały światła billboardów, gwiazdy wydawały się błyszczeć jeszcze jaśniej. Spuścił głowę, wpatrując się w butelkę wódki w swoich drżących dłoniach. Wyjął z kieszeni telefon i napisał do Shinody krótkiego SMSa "Ogród". Po kilku chwilach usłyszał odgłos otwieranych i zamykanych drzwi tarasowych. Poczuł silną dłoń na swoim ramieniu, po czym mężczyzna usiadł przed nim po turecku na ziemi. Wpatrywał się uważnie w jego twarz, milcząc. Wyciągnął dłoń w jego kierunku.
- Oddaj to Chaz, nie powinieneś pić, dobrze wiesz. - odebrał od niego wciąż zamkniętą butelkę.
- Mike wszystko się spierdoliło. - jego głos był cichy i wyprany z emocji.
- Przestań pieprzyć i użalać się nad sobą. Nic nie jest stracone. Tylko do cholery co to za akcja z Betty?
- Ona nawet nie dała sobie wytłumaczyć, że Betts jest lesbijką. Rozumiesz? W jej oczach po prostu całowałem się z jakąś laską.
- Do cholery, ale czemu ją całowałeś?
Wokalista schował twarz w dłoniach. Jego głos stał się przytłumiony.
- To miało pomóc. Betty stwierdziła, że Mel coś do mnie czuje, tylko trzeba jej to uświadomić. Nie wiem czemu posłuchałem.
- W sumie to jej reakcja była zaskakująca. Zachłysnęła się powietrzem i dosłownie zmiażdżyła szklankę w dłoniach. Gdyby jej nie zależało, nie zareagowałaby tak.
- Mike, ona kazała mi spieprzać.
- Dziwisz się jej?
- Kurwa, nie pomagasz! - wychylił się by złapać butelkę, jednak brunet zdążył ją odstawić poza zasięg jego dłoni. - Nie dam rady.
- Weź się w garść. Daj jej ochłonąć i się z tym przespać. Jutro porozmawiacie na spokojnie.
   Gdy następnego dnia próbował się do niej dodzwonić, numer nie odpowiadał. Koło południa, zniecierpliwiony udał się do jej mieszkania. Nikt nie otwierał, więc użył swojego zapasu kluczy. Mieszkanie wyglądało jakby ktoś w pośpiechu z niego uciekał. W chwili, gdy dotarły do niego fakty, bezsilnie upadł na kolana. Mel zniknęła. Przez niego. Nawet w najczarniejszych scenariuszach nie przewidział tego co nastąpiło. Drżącymi dłońmi wybrał numer przyjaciela, a ten po dwóch sygnałach odebrał.
- Zostawiła mnie. - wyszeptał. Po tych słowach telefon wypadł mu z dłoni, rozpadając się na części.

~*~
   Mike odrzucił od siebie ze złością gazety razem z kilkoma innymi papierami, zalegającymi na jego biurku. Nagłówki zdawały się szydzić z niego i jego marzeń. Linkin Park ogłasza przerwę w działalności.; Kryzys w zespole Linkin Park, Bennington znów ma problem z narkotykami?; Czy to koniec wielkiej kariery?
Wplótł palce w swoje przydługie, ciemne włosy i zacisnął je w pięści. Nie, to nie jest koniec. Nie pozwoli żeby coś na co pracował całe życie, teraz legło w gruzach. Melody zniknęła trzy miesiące temu. Pora żeby Chester stanął na nogi, a on mu w tym pomoże za wszelką cenę.
Gdy wszedł do mieszkania przyjaciela, pierwszym co w niego uderzyło był zapach psującego się jedzenia. Rolety były pozaciągane, topiąc wszystko w lekkim półmroku. Potknął się o porozrzucane po podłodze przedmioty i klnąc pod nosem, ruszył na poszukiwania. Salon był pusty, nie licząc faktu, że wyglądał jak po spotkaniu z tornadem. Skrzywił się lekko, wyzywając siebie w myślach od najgorszych. Przez pierwszy miesiąc starał się codziennie odwiedzać przyjaciela, nie zrażając się nawet tym, że z jego ust nie padło żadne słowo. Później robił to coraz rzadziej, aż w końcu ograniczył się do kilku telefonów w ciągu tygodnia, jeśli miał szczęście i tamten odebrał. Był zły na Chaza za jego bezsilność, ale teraz miał większy żal do siebie, za to, że jest takim dupkiem i zostawił go z tym wszystkim samego. Było mu wstyd przed samym sobą. Po kilku próbach odnalazł mężczyznę w jednym z pokoi na piętrze. Jako jedyny był w nienaruszonym stanie. Dopiero gdy zauważył kilka ubrań Mel, domyślił się dlaczego. Chester siedział na parapecie wpatrując się w widok za oknem. Schudł, to od razu rzucało się w oczy. Jego twarz okalał długi zarost, a w dłoni skrzył się papieros. Nawet nie odwrócił głowy w jego stronę.
- Dobra stary, miałeś trzy miesiące na to żeby się zebrać do kupy. Nie pozwolę ci się dalej staczać, jasne? - starał się aby jego głos był silny i przekonujący, jakby karcił małe dziecko. Jedyne co tym osiągnął, to znudzone spojrzenie i wydmuchaną w jego stronę strużkę dymu. Warknął zirytowany podchodząc do niego gwałtownym krokiem i ściągając siłą z parapetu.
- Odpierdol się Mike! - odepchnął go od siebie, krzycząc.
- Co ty wyprawiasz Chaz? Naprawdę tak łatwo chcesz się poddać? Pozwolić żeby marzenia, o które walczyłeś po prostu legły w gruzach.
- Już legły. - szepnął, opadając na łóżko. - Jej tu nie ma.
- Ale na niej świat się nie skończył. Tak łatwo zapomniałeś o nas? O Bradzie, Robie, Phoenixie czy Joe? O mnie? O fanach? Aż takim jesteś egoistą? Do cholery Chester, ogarnij dupę i udowodnij mi, że wciąż jesteś Chazy Chaz, rockman, najzajebistszy wokalista na świecie, a nie jakaś płaczliwa karykatura, która poddaje się przy pierwszej napotkanej przeszkodzie. Rezygnując teraz dajesz wygrać całemu gównu z twojej przeszłości. Dajesz wygrać narkotykom, alkoholowi, wrogom. Nawet temu gnojowi, który zniszczył ci dzieciństwo. Chcesz tego? Satysfakcji wszystkich, którzy w ciebie nie wierzyli?
Spojrzenie Chestera w końcu nabrało ostrości, by po chwili zaszklić się od łez. Podniósł się i na chwiejnych nogach poszedł do Mike'a, przytulając go mocno.
- Nie zapominaj, że masz mnie. Martwię się o ciebie, ale damy radę. Jasne?
- Dziękuję. - szepnął cicho, odsuwając się od niego.
- Rusz dupę pod prysznic i zgól to futro z twarzy. Ja tu ogarnę, później jedziemy do studia. Chłopaki się za tobą stęsknili. - pchnął go lekko w stronę drzwi, ciesząc się w duchu, że to zawsze jakiś krok ku lepszemu.


_______
Nowy jak widać. Mam dla Was chyba dobrą wiadomość. Miało być 10 rozdziałów, a wczoraj napisałam 11 i wciąż mam kilka pomysłów. I jeszcze prośba do Was, żeby nie zaśmiecać Wam spamem blogów, napiszcie proszę kogo informować o nowych rozdziałach. Będzie mi łatwiej. Liczę na Waszą opinię. Pozdrawiam :)

niedziela, 23 marca 2014

6. Even though you're so close to me, you're still so distant and I can't bring you back.

   Pluł sobie w twarz, za to, że gdy coś zaczynało iskrzyć, on tak po prostu stchórzył. Odwiózł ją w ciszy do domu, dziękując za miły wieczór i poczekał aż speszona zniknie w drzwiach swojego apartamentowca. Nie chciał teraz siedzieć w domu sam. Ruszył w kierunku Santa Monica, w stronę wybrzeża i zaparkował auto, na prawie pustym placu. Postawił kołnierz swojej kurtki, chroniąc kark przed lekkim wiatrem. Na marne jednak, podmuch wpadł mu pod okrycie, sprawiając, że na jego ciele pojawiła się nieprzyjemna gęsia skórka. Potarł dłonie o siebie i schował je do kieszeni spodni. Był poniedziałek więc plaża świeciła pustkami. Minął go jakiś facet biegający z czarnym labradorem, na ławce zauważył tulącą się do siebie parę. Poza tym był tylko on sam. Ruszył piaskiem w stronę wody i usiadł na jakimś pieńku wyrzuconym przez ocean. Wyciągnął nogi przed siebie, krzyżując je w kostkach i zapatrzył się w dal. Szum fal był uspokajający, a czarna tafla pozwalała odciążyć myśli. Czuł, że zmienia się coś między nimi, ale bał się, że coś pójdzie nie tak. Nie rozmawiali już ze sobą tak lekko i otwarcie jak kiedyś. Miał wrażenie, że teraz każde z nich pomyśli dwa razy zanim się odezwie... Do tego to cholerne uczucie skrępowania, które pojawiło się nie wiedzieć skąd, ani kiedy. Pokręcił głową, przymykając oczy. A może to wszystko działo się tylko w jego psychice? Może taka atmosfera pojawiała się dlatego, że on sobie za dużo wyobrażał, zbyt dokładnie próbował analizować pewne słowa czy gesty. Co najmniej jakby szukał spisku, albo... Czego właściwie oczekiwał? Spodziewał się, że rzuci mu się w ramiona, krzycząc, że chce spędzić z nim resztę życia i mieć gromadkę dzieci? Przecież nie mógł oczekiwać, że całe jej życie kręci się wokół niego. Chaz , ty cholerny egoisto. Złapał garścią trochę zimnego piasku i zaczął przesypywać go z jednej dłoni, do drugiej. Nucił coś pod nosem, patrząc jak jasne ziarenka opadają na jego uda. Potrzebował jakoś odreagować. Może jakiś koncert? Porządne wydarcie się na scenie, czerpanie energii od tłumu fanów wpatrzonych w niego i resztę zespołu. Tysiące ludzi znających słowa ich piosenek. To prawie tak jakby każdy z nich posiadał kawałek jego duszy. W końcu w tekstach było wszystko to, co starał się wyrzucić z serca i z głowy. Wszystko to co go bolało, raniło czy sprawiało zawód. Zmarszczył brwi, gdy przed jego oczami pojawił się obraz Kate. Jego pierwsza miłość. Wykorzystała go w każdy możliwy sposób, by po trzech latach zostawić. Jakim był kretynem, że nie dał sobie przemówić do głowy ani Mike'owi, ani Melody, tylko pozwolił z siebie robić idiotę. Kochał ją, chociaż patrząc przez pryzmat czasu mógł być nią tylko oczarowany, a po czasie po prostu przyzwyczajony. Cudownie było wracać do domu z pewnością, że czeka na ciebie tam ktoś, kto cię przytuli, że nie będziesz sam. Była świetną aktorką i owinęła go sobie wokół palca. Gdyby na własne oczy nie zobaczył tego jak zdradliwą była żmiją, pewnie do dziś trwałby przy niej niczym pies na łańcuchu, wydając na nią każdy cent i poświęcając wszystko co miał. Dobrze, że się jej nie oświadczył. Z takiej pułapki jak ślub miałby ogromny problem się uwolnić. Obraz Kate zastąpiła Mel w delikatnej sukni ślubnej i nie mógł na tę myśl się nie uśmiechnąć. Gdyby to było takie proste. I gdyby on tak bardzo nie tchórzył.

~*~
   Wracała z pracy metrem. Opierając głowę o chłodną szybę, wsłuchiwała się w krzyk Chestera płynący z jej telefonu przez słuchawki, prostu do głowy. Uspokajał ją i koił jej nerwy. Przymknęła oczy i uśmiechnęła się słysząc ten cholernie długi wrzask podczas Given up. Uwielbiała sposób, w jaki potrafił cały żal i ból, wyrzucić z siebie takim właśnie krzykiem. Gdyby ona tak spróbowała zapewne nie mogłaby mówić przez tydzień. Był piątek, tydzień zleciał jak z bicza strzelił i poza kilkoma krótkimi rozmowami przez telefon, nie miała z przyjacielem kontaktu. Planował razem z zespołem jakiś koncert w LA, więc czas im upływał na próbach. Wieczorem mieli się spotkać wszyscy razem u Shinody, chcąc w końcu w komplecie świętować radość przyszłych rodziców. Chaz miał po nią przyjechać taksówką, żeby żadne z nich nie musiało brać auta. Miała niespełna godzinę na przygotowanie się do wyjścia. Gdy usłyszała sygnał połączenia, wiedziała, że chłopak już czeka przed budynkiem.
  Taksówkarz słuchał irytującej hinduskiej muzyki rodem z Bollywood. Chester zaciskał zęby, gryząc się w język żeby nie rzucić jakiegoś komentarza w jego stronę. Liczył na to, że Melody pojawi się chociaż raz na czas, co wiązałoby się z szybszym skróceniem jego męki. Wypuścił z ulgą powietrze, gdy stanęła w drzwiach. Tym razem jej widok nie był tak zaskakujący jak tydzień temu, chociaż wyglądała równie ponętnie, co w tamtej czarnej sukience. Serce zaczęło płatać mu figle to przyspieszając, to zwalniając swój rytm. Krótkie jeansowe spodenki wyglądały na niej świetnie. Swobodna koszula w kratkę, a pod nią dopasowana bokserka w kolorowy, kwiatowy wzór. Całość dopełniona sandałkami na koturnie, wiązanymi na kostce. Włosy rozpuściła, podpinając jedynie tak, by nie opadały jej na twarz. Wyglądała młodzieńczo, lekko i przede wszystkim pięknie. Delikatne kreski na powiekach uwydatniały  jej błękitne oczy. Pocałowała go w policzek, zapinając pas. Taksówka ruszyła.
- Flower Power, huh? Wyglądasz jak młoda hipiska. Masz jointa w tej swojej torbie, czy zapas kwasu w portfelu? - zaśmiał się cicho, gdy uderzyła go w ramię.
- Tak, ty też świetnie wyglądasz i bardzo się cieszę, że cię widzę. - wystawiła mu język. - Jak tam nastrój?
- Może być, cieszę się, że wrócimy na scenę, chociaż na chwilę. Poza tym wracamy do studia, na spokojnie zaczynamy pracę nad nową płytą.
- Jakieś pomysły? Masz już jakąś piosenkę?
- Nic ci nie powiem, przecież wiesz. - parsknął cicho widząc ciekawość w jej oczach. Taka ich niepisana umowa. Była pierwszą osobą, która słuchała płyty, ale dopiero wtedy gdy była skończona.
   Gdy wysiedli pod domem Shinody, muzyka już grała. Bez pukania weszli do niewielkiego domku w kolorze jasnej zieleni, i skierowali się w stronę salonu. Przywitali się z całą ekipą Linkin Park i kilkoma innymi, bliskimi znajomymi. Gdy dotarli do gospodarzy, Chester pocałował Annę w policzek i klepnął przyjacielsko mężczyznę w plecy gratulując obojgu raz jeszcze.
Impreza trwała w najlepsze, przybyło jeszcze kilka osób, a muzyka dudniła w całym domu. Nagle ktoś trzepnął Chaza w ramię. Gdy zobaczył drobną brunetkę z migdałowymi oczami, uśmiechnął się szeroko, unosząc ją do góry i mocno przytulając.
- Betty! Kopę lat! Gdzie masz Olivię?
- Maltretuje moje brata. - machnęła ręką w kierunku Brada i wysokiej blondynki, która była jej partnerką. - Co słychać?
- Szczerze? Ostatnio się pieprzy wszystko. - zerknął w kierunku Melody, która właśnie śmiała się z Phoenixem z Joe, który odstawiał jakiś dziwny taniec.
- Kto to? - podłapała jego spojrzenie.
- Moja przyjaciółka, nie wiem jak to możliwe, że nigdy się nie poznałyście. - mruknął cicho.
- Wie, że ją kochasz? - uśmiechnęła się delikatnie.
- Cholera, aż tak to widać? - skrzywił się, na co się roześmiała.
- Nie, nie martw się. Mam po prostu wprawione oko. - mrugnęła do niego. - Ale wiem, że i ty nie jesteś jej obojętny, tylko ona tego do siebie nie dopuszcza.
Teraz to on się zaśmiał.
- Nie baw się we wróżkę, Betts.
- Nie wymyślam, mierzy mnie spojrzeniem jakbym była ogromnym, włochatym pająkiem. Jeszcze nie spytała chłopaków kim jestem, więc nie chce zdradzić swojego zainteresowania, moją osobą, ale nerwowo popija drinka, co chwila nas obserwując.
- Zaczynam się ciebie bać, kobieto. Współczuję Olivii.
- Teraz mnie słuchaj. Chcesz żeby ona zrozumiała co czuje? - kiwnął niepewnie głową, marszcząc czoło. - Ok, tylko nie rezygnuj i słuchaj uważnie co mówię. - uśmiechnęła się, głaszcząc go po ramieniu. - Udawaj, że ze mną flirtujesz, szepnij mi coś do ucha i nie rób takiej durnej miny. Zobaczysz, że to zadziała. Już nie może od nas oderwać oczu. Nie patrz! - syknęła przez zęby, gdy chciał odwrócić głowę. - Rób co mówię, ok?
- Zwariowałaś. - szepnął jej do ucha, kładąc dłoń na jej plecach. Miał wrażenie, że wszyscy się na nich gapią. Napotkał zdziwione spojrzenie Mike'a i rozbawioną minę Olivii. - Jak to nie wypali, to cię zamorduję.
- Zamknij się i mnie pocałuj. - zaśmiała się cicho.
- Że co? - warknął, patrząc na nią zszokowany.
- Zaufaj mi.
Westchnął lekko i delikatnie pocałował ją w usta. Uczucie było co najmniej dziwne, jakby całował młodszą siostrę. Później wszystko potoczyło się jak w zwolnionym tempie. Usłyszał odgłos tłuczonego szkła, stłumiony okrzyk Anny i szmer innych osób. Oderwał swoje usta od Betty i napotkał spojrzenie błękitnych oczu. Ból jaki w nich zobaczył w pierwszej chwili go sparaliżował. Dopiero, gdy Anna podała jej papierowe ręczniki zobaczył krew na jej dłoniach i resztki szklanki leżące na podłodze. Ruszył w jej kierunku, a ona jednocześnie zrobiła krok w tył. Podszedł do niej niepewnie, jakby próbował oswoić dzikie zwierzę.
- Zabiorę cię do szpitala, trzeba będzie to zszyć. - szepnął cicho, bojąc się spojrzeć w jej oczy.
- Taksówka już jedzie. - wtrącił Mike, który właśnie do nich podszedł, mordując Chestera spojrzeniem, z niemym pytaniem w oczach Co ty odpierdalasz?
Melody nie odezwała się słowem, tylko ruszyła w stronę drzwi. Wciąż wstrząśnięty mężczyzna, ruszył za nią. Całą drogę milczeli, ona wpatrzona w okno, on w swoje kolana. Próbował przeanalizować co się właściwie stało. Gdy samochód zaparkował pod szpitalem, uregulował rachunek i ruszył z nią do środka.
- Wracaj na imprezę, zostawiłeś swoją towarzyszkę. - mruknęła pod drzwiami budynku.
- To nie moja towarzyszka, Mel. - szepnął błagalnie.
- Odniosłam całkiem inne wrażenie. - warknęła cicho, wciąż na niego nie patrząc.
- Mel, nie rozumiesz...
- Czego do cholery nie rozumiem twoim zdaniem? - głos zaczynał się jej łamać, a w gardle czuła dławiące łzy. - Zejdź mi z oczu.
Odwróciła się z zamiarem odejścia, jednak złapał ją za zdrową dłoń i obrócił w swoją stronę wpijając się w jej usta. W pierwszej chwili odwzajemniła jego pocałunek, który z drapieżnego, pełnego pasji i namiętności, przeszedł w delikatny, smakujący słonymi łzami. W pewnej chwili odepchnęła go od siebie i uderzyła w twarz. Otarła grzbietem dłoni oczy, rozmazując na nich tusz i odrobinę krwi. Chester złapał się za piekący policzek i spojrzał na nią zdziwiony.
- Melody, ja cię kocham...
- Zejdź mi z oczu! - wykrzyczała i szlochając zniknęła w szpitalu.
A więc stało się. Nie było nic do ukrycia, ale wszystko potoczyło się inaczej niż myślał.
- Spieprzyłem to. - szepnął, wciąż wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stała miłość jego życia.


______
Jestem po tygodniu. Tak jak mówiłam sielanka nie mogła trwać wiecznie. Mam nadzieję, że Wy będziecie trochę lepiej nastawione do tego rozdziału, bo mi się wydaje, że kompletnie nie wyszedł. Pozdrawiam :)

niedziela, 16 marca 2014

5. From the moment you came into my life you showed me what's right.

   Próbując otworzyć zlepione ropą oczy, mlasnął językiem czując potworną suchość w ustach. Kac. Niegdyś jego stały towarzysz, bywalec każdego poranka, którego od razu przeganiał kolejną butelką alkoholu. Aż do następnego dnia. To był mroczny okres w jego życiu. Hektolitry alkoholu, masa dziewczyn, których imion nawet nie znał, lub nie pamiętał. Tona różnego rodzaju narkotyków, którymi katował swój organizm. Zachciało mu się żyć jak gwiazda rocka. Gdyby nie to, że Melody i Spike wzięli się za niego i uświadomili kilka spraw, to pewnie skończyłby na odwyku, sam jak palec. Zniszczony i zapomniany przez życie.
   Gdy zaczęły docierać do niego inne impulsy z otaczającej rzeczywistości, zesztywniał. Poza okropnym bólem głowy, poczuł pod ręką coś miękkiego. Coś co się ruszało równomiernie. Sparaliżował go strach. Obejmował kogoś. Boże, mniej mnie w swojej opiece. Ok, Chester powoli. Ile pamiętamy z zeszłego wieczora? Na pewno wsiadłem do taksówki, która miała mnie zawieźć do domu. Ale co potem? 
Otworzył oczy, mrużąc je przed intensywnym światłem wpadającym do pomieszczenia. Zobaczył przed sobą blond włosy i wciągnął powietrze, czując jak narasta w nim panika. Gdy dotarł do jego mózgu zapach i powiązał go z odpowiednią osobą, kamień spadł mu z serca. To Melody. Musiał instynktownie przyjechać do niej. Tylko co mówił, co robił? Przytulił się do niej, próbując uspokoić oddech i walące serce.
Omal nie spadł z wąskiej kanapy, gdy przy jego głowie rozległ się wyjący alarm. Skrzywił się czując jak każdy dźwięk pulsuje mu w czaszce. Zacisnął zęby i oczy, a po chwili nastała błoga cisza. Uchylił jedną powiekę napotykając zarówno rozgniewane, jak i rozbawione oblicze dziewczyny.
- Cześć pijaku.
- Mocno jesteś zła? - zachrypnięty głos brzmiał obco, mimo iż wydobywał się z jego ust.
- Powiem tak, gdybym mogła to skopałabym ci ten twój chudy tyłek, ale szkoda mi marnować siły. Co ci strzeliło do łba? Wiesz, że powinieneś unikać alkoholu w takich ilościach.
- Wiem Mel, wiem też, że tłumaczenie się tym, że Mike zostanie ojcem będzie tłumaczeniem się durnego gówniarza, jakim zresztą byłem.
Pogłaskała go po nieogolonym policzku.
- Po prostu się martwię Chazy. Dobrze, że przyjechałeś do mnie, a nie wylądowałeś gdzieś, w jakimś idiotycznym klubie. Zapewne dziś czytałabym o tobie w gazetach.
- Może trochę więcej wiary we mnie?
- Chester, wierzę w ciebie jak nikt inny, dobrze o tym wiesz. Ale wiesz też co się dzieje z tobą, gdy jesteś pijany.
Spuścił wzrok, czując wstyd. Miała rację.
- No dobra, pora wstawać. Na 10 idę do pracy. Nie zapominaj, że śmiertelnicy muszą zarabiać na życie. - pstryknęła go palcem w nos. - Zrobisz kawy?
- Jasne.
Znikając za rogiem rzuciła mu jeszcze uspokajający uśmiech. Czyli nic nie nagadał jej po pijaku. Odetchnął z ulgą, oblizując językiem popękane usta.
Kończył nalewać kawę do kubków, gdy weszła do kuchni. Ubrana w białą koszulę i dopasowane garniturowe spodnie w kolorze dojrzałej śliwki. Czółenka na małym obcasie, dopełniały całość. Wygląd odpowiedni dla pani redaktor, w jednym z poczytniejszych dzienników biznesowych. Kto by pomyślał, że studiowanie dziennikarstwa i bankowości, może zaowocować taką posadą. Podeszła do mężczyzny i przytuliła się do niego, kładąc głowę na jego piersi. Wciąż miała wilgotne włosy.
- Nie jestem zła, Chazy. Po prostu nie chcę żeby wrócił tamten Chester. - mruknęła cicho.
Oparł brodę na czubku jej głowy i napawał się jej zapachem. Po niedawnym prysznicu był bardziej intensywny.
- Nie bój się, Słoneczko. Tamten Chester jest już dawno pochowany w popiołach swojej goryczy. Nie pozwolę mu się odrodzić. Doceniłem to co on próbował mi zabrać. Ciebie i Mike'a. Zespół. Całe moje pieprzone życie.
Podniosła głowę do góry patrząc mu w oczy. Palcem lewej dłoni pogłaskała zmarszczkę, która pojawiła się między jego brwiami. Nawet po tylu latach wciąż ją irytowało, że był od niej o głowę wyższy i żeby spojrzeć w jego ciemne tęczówki musiała zadzierać wysoko głowę.
- Podrzucić cię do domu, czy zostajesz u mnie? Prysznic by ci się przydał. - zmarszczyła śmiesznie nos. - Mógłbyś w ramach rekompensaty zrobić obiad. Hmm?
- Niech będzie. Na co masz ochotę? - uśmiechnął się delikatnie, opierając swoje czoło o jej.
- Wymyśl coś dobrego. - cmoknęła go w nos. Odsunęła się, biorąc kubek w dłonie i upijając łyk. Skrzywiła się, gdy gorąca ciecz sparzyła jej język.
- A co powiesz na zadość uczynienie w postaci kolacji i kina?
- Ej, nie rozpieszczaj mnie tak! Może jeszcze kupisz mi samochód? - szturchnęła go w ramię.
- No wiesz, jeśli tylko chcesz. Nie zapominaj, że jam jest Wielki Chester Zajebisty Bennington. - zrobił cwaną minę, unosząc jedną brew do góry.
- Dobrze panie pijany łbie Bennington, ja spadam do pracy. Skoro kino i kolacja, to bądź pod redakcją chwilę po 18. - szybki buziak w policzek i już jej nie było. Po 15 minutach usłyszał tylko głośne Do później i odgłos zamykanych drzwi.
Przetarł dłońmi szorstkie policzki i udał się pod prysznic. Pół godziny później w ręczniku owiniętym wokół bioder, pił drugą, równie mocną kawę. Coś go musiało postawić na nogi, po takiej nocy. Znalazł jakąś swoją koszulkę w szafie Mel, naciągnął na siebie spodnie, które o dziwo wciąż nadawały się do użytku. Pozmywał kubki i zamykając za sobą mieszkanie, wsiadł do zamówionej chwilę wcześniej taksówki, która zawiozła go do domu.

~*~
   Wychodząc z redakcji zastał ją co najmniej świetny widok. Mężczyzna w dopasowanych spodniach z nogawkami wpuszczonymi w wypastowane oficerki, skórzanej kurtce i okularach przeciwsłonecznych na nosie, opierał się nonszalancko o bok odrestaurowanego auta. Do tego uśmiechał się do niej zawadiacko. Każdej kobiecie zrobiłoby się słabo na ten widok. Czuła jak puls jej przyśpiesza, wpadając w szaleńczy, nierówny galop, a w ustach nagle brakuje jej śliny. O tak. To był cholernie seksowny widok.
Oderwał się od samochodu, wciąż nie wyciągając rąk z kieszeni ciemnych spodni i ruszył w jej kierunku. Pocałował ją delikatnie w policzek, sprawiając, że jego męskie perfumy otuliły ją i podniósł palcem wskazującym jej podbródek, zamykając jej tym samym usta. Tak, musiała stać jak idiotka z otwartą szczęką i rozbierać go wzrokiem. Brawo Mel.
- Gotowa? - mruknął cicho.
Skinęła głową. Gdyby próbowała się teraz odezwać pewnie wyszedłby z tego bliżej nieokreślony bełkot. On wcale nie ukrywał, że jej reakcja mu pochlebiała. Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę auta. Otworzył drzwi od strony pasażera i schylił się lekko, zapraszając ją ruchem dłoni by wsiadła.
- Głodna? - zadał kolejne pytanie, zapinając jednocześnie swój pas i odpalając silnik.
- Bardzo. - zaryzykowała próbę odezwania się i uśmiechnęła lekko. - Cholernie dobrze wyglądasz Chaz. - mruknęła z uznaniem.
- Wiesz, nazwisko upoważnia. - słysząc jego słowa, tylko przewróciła oczami.
- Szkoda, że wczoraj o tym nie myślałeś.
- No już, przeprosiłem, ok? Teraz pokutuję.
- Więc robisz to tylko z przymusu, łaskawco?
- Mel - zatrzymał się na czerwonym świetle i korzystając z okazji obrócił się w jej stronę, kładąc dłoń na jej zarumienionym policzku. Pogłaskał go delikatnie kciukiem i spojrzał jej w oczy. - Zawsze chętnie spędzam z tobą czas, przecież wiesz.
Odpowiedziała mu uśmiechem, nieświadomie wtulając twarz w jego dłoń. Mieli wrażenie jakby czas stanął w miejscu. Każde w głowie krzyczało kocham cię, lecz usta milczały. Magiczną chwilę przerwało natarczywe trąbienie za nimi. Odskoczyli od siebie przestraszeni i każde skrępowane wbiło wzrok w przednią szybę. W ciszy zajechali pod uroczą knajpkę o nazwie Violettes Bleues*, którą prowadził stary znajomy całego zespołu. Zajęli miejsca w rogu, delikatnie schowane za małą ścianką, co zapewniało im choć odrobinę prywatności. Zamówili swoje dania, dla niego stek z polędwicy wołowej w sosie gorgonzola; ravioli ze szpinakiem i ricottą dla niej. Czekając na kolację pogrążyli się w rozmowie. Mimo stałego napięcia i skrępowania, które się między nimi narodziło, jak zwykle nie brakowało im tematów. Może świadomie unikali pytań o randki, czy potencjalnych partnerów bojąc się usłyszeć odpowiedź. Delektując się każdym kęsem posiłku, obserwowali swoje ruchy, jakby w obawie przed zdradzeniem swoich uczuć. 
   Siedząc już w sali kinowej, czekali na rozpoczęcie filmu, który po krótkiej sprzeczce udało im się wspólnie wybrać. Padło na komedię. Chester próbował sparodiować pijanego Brada, a dziewczyna śmiejąc się w głos rzucała w niego prażoną kukurydzą. W końcu zbesztani przez mężczyznę siedzącego przed nimi, wciąż chichocząc pod nosem skupili się na ekranie. Zgasły światła i pojawiły się napisy początkowe. Czy tylko jemu się wydawało, że nagle ktoś odciął tlen? Mrok w pomieszczeniu wyostrzył ich zmysły i teraz odczuwali swoją obecność o wiele mocniej niż kilka chwil temu. Między nimi wręcz skakały impulsy elektryczne, sprawiając, że gęsia skórka pojawiła się na ich ciele. Gdyby ktoś teraz spytał o czym jest film, nie potrafiliby odpowiedzieć. Nawet, gdy ludzie na sali wybuchali gromkim śmiechem, oni bali się chociażby poruszyć. Gdy w końcu wyszli na dwór, zaczerpnęli głośno powietrza. Chester oparł się o auto, oddychając płytko jakby dopiero co przebiegł maraton. Spojrzeli na siebie i parsknęli cicho śmiechem, próbując zamaskować buzujące w nich uczucia. 
- Chodź Mel, lepiej będzie jak odwiozę cię do domu.


____
Jak obiecałam, że na weekend pojawi się nowy, tak jest. Przyznam, że miałam z nim małe problemy, nie mówiąc o tym, który już piszę jako kolejny. Może się Wam wydać trochę pisany na siłę, za co z góry przepraszam. Nie wiem kiedy będzie nowy, postaram się jakoś w środku tygodnia dodać.
Pozdrawiam. :)
*Violettes Bleues - z francuskiego błękitne fiołki.

czwartek, 13 marca 2014

4. I just don't want to miss you tonight.

   Promienie słońca połaskotały go po zarośniętym policzku. Zasnął w salonie, na kanapie. Skrzywił się czując ból w plecach i jedną ręką starał się rozmasować krzyż. Wyłączył grający cicho telewizor i ruszył w kierunku łazienki. Przechodząc przez korytarz zerknął na wiszący na ścianie zegar, jedną z niewielu pamiątek po ojcu. Ósma trzydzieści. Wiedząc, że już nie zaśnie i czując atakujące od nowa myśli, zszedł do piwnicy, gdzie znajdowała się jego mała siłownia. Oprócz standardowej bieżni i ławeczki do podnoszenia ciężarów, stały tu również bardziej zaawansowane i skomplikowane urządzenia, z których nigdy nie korzystał. Opadł na matę, która leżała pod jedną ze ścian i zaczął robić brzuszki. Już po chwili myśli uleciały z niego razem z pierwszymi kroplami potu.
Po godzinnym treningu i szybkim prysznicu czuł się jak nowo narodzony. Mięśnie go bolały, wciąż drżąc lekko po wysiłku, ale przynajmniej umysł miał przejrzysty. Zdecydował się zostawić wszystko w rękach losu, a jeśli ten będzie sprzyjał, to małymi kroczkami, tak aby jej nie spłoszyć, będzie działał. Wysłał wiadomość do Mike'a, informując go, że będzie na 19. Treściwa odpowiedź "Ok." musiała mu wystarczyć. Chcąc zabić jakoś czas, ogarnął pokoje na górze, omijając jednak ten, w którym zawsze nocowała Mel. Wolał nie kusić diabła. Posegregował w swoim gabinecie różne kartki z bazgrołami, notatki ze strzępkami informacji, jak i fragmenty tekstów, zapisane dosłownie na wszystkim. Próbował nawet coś stworzyć, ale nie miał zupełnie do tego głowy. Przejechał dłonią po jednodniowym zaroście i doszedł do wniosku, że ani trochę nie ma ochoty się golić. Zresztą patrząc na swoje drżące dłonie przeszło mu przez myśl, że mógłby skończyć na podłodze w kałuży krwi. Pokręcił głową, próbując wyrzucić z niej ten makabryczny obraz. Zakładając pierwsze z brzegu ubrania, opuścił mieszkanie, pieszo kierując się w stronę domu przyjaciela. Wchodząc, jak zawsze, bez pukania, udał się do pomieszczenia, które służyło za studio. W domu było podejrzanie cicho. Gdy wszedł do pokoju zastał mężczyznę siedzącego na kanapie i przebierającego w miejscu stopami. Poderwał głowę na dźwięk otwieranych drzwi, podskoczył do góry i w kilku krokach pokonał dzielący ich dystans. Złapał zaskoczonego Chestera za ramiona i przyciągnął do siebie, przytulając mocno. Zdziwiony wokalista klepnął go lekko po łopatce, po chwili odsuwając od siebie. Shinoda trzęsącymi się dłońmi przeczesał swoje przydługie włosy, by zaraz przyłożyć palce do drżących ust. Oczy miał rozszerzone i błyszczące, a na twarzy ogromny uśmiech.
- Co tu się kurwa dzieje Spike? Ujarałeś się, czy co?
Reakcja mężczyzny była natychmiastowa. Podskoczył do góry niczym piłeczka do ping-ponga, a na twarz wdarł mu się jeszcze szerszy uśmiech. Przez myśl Chestera przeszło, czy nie bolą go od tego policzki.
- Chaz! - pisnął dziwnie cienkim głosem.
- Co?
- Chaz! - klasnął energicznie w dłonie.
- Co?! - warknął zirytowany mężczyzna.
- Jestem w ciąży!
- Kurwa, co? - Chester wytrzeszczył zdziwiony oczy.
- Znaczy nie ja! Anna jest! - szybko wyjaśnił, język plątał mu się od nadmiaru emocji.
Gdy sens tych słów dotarł do wokalisty, na jego twarzy pojawił się równie idiotyczny uśmiech. Przytulił do siebie mocno przyjaciela, śmiejąc się głośno.
- Gratuluję!
- Dowiedziałem się wczoraj, ale nie chciałem mówić przez telefon. 6 tydzień! Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy!
- Cholera, zaskoczyłeś mnie. Ale wiadomość! Trzeba to uczcić.
- Chester mam sprawę. - dodał, poważniejąc. - Chcielibyśmy z Anną, abyś został ojcem chrzestnym. Miałem nie mówić tego bez niej, ale jak coś to udasz zaskoczonego.
- To będzie dla mnie zaszczyt, stary. Chłopaki już wiedzą?
- Nie, mają być za jakąś chwilę. Chciałem pierw pogadać z tobą.
Wręczył mu piwo i spojrzał zaciekawiony na jego twarz.
- A ciebie co gryzie?
Chwilę patrzyli na siebie w skupieniu. Chester westchnął głośno, zamknął oczy i wyrzucił z siebie.
- Dobrze mnie znasz, co? - uniósł do góry lewy kącik ust. - Kocham Melody.
Poczuł, że zrzuca z barków spory ciężar. Nie było odwrotu. Pierwszy raz powiedział to głośno. Spodziewał się, że ziemia się rozstąpi, czy uderzy w niego piorun, ale wszystko pozostało bez zmian.
- Jaką melodię*? Masz pomysł na piosenkę? - spytał zaciekawiony, sięgając po puszkę piwa.
- Nie, Mike. Kocham moją Melody. - odparł spokojnie, wyraźnie akcentując słowo "moją".
Puszka z hukiem wyleciała z rąk rapera i potoczyła się po podłodze. Nie zwrócił jednak na to uwagi. Patrzył na Chestera, jakby widział go po raz pierwszy w życiu.
- Że co? Stary, ćpałeś coś? Nie było mnie dwa dni, a ty masz dla mnie takie rewelacje?
- Olśniło mnie, tyle. Co mam ci więcej powiedzieć? - nachylił się do przodu, opierając wytatuowane przedramiona na kolanach.
Shinoda opadł na kanapę, wciąż z malującym się szokiem na twarzy.
- Gdybyś powiedział mi, że jesteś gejem mniej byś mnie zaskoczył. Ona wie?
- Nie. - skrzywił się, po czym wziął spory łyk zimnego piwa. - W tym cały szkopuł, nie wiem co zrobić. Nie chcę tego spieprzyć.
- O stary. Za długo miałeś spokojne życie? Nie wiem co ci doradzić, nie wiedząc co ona czuje.
Oboje zamyślili się, każdy na swój sposób analizował sprawę. Ciszę przerwał odgłos otwieranych drzwi, a po chwili reszta Linkin Park dołączyła do mężczyzn. Ten wieczór należał do Mike'a, jako przyszłego ojca, a Chester nie miał zamiaru tego zmieniać.

~*~
   O trzeciej w nocy Melody obudziła się przestraszona. Przez chwilę nie wiedziała co się dzieje, gdy znów usłyszała łomot. Ktoś szaleńczo walił w jej drzwi. Zarzuciła na siebie szlafrok i udała się w stronę hałasu. Przekręciła zamek, pozostawiając jednak blokadę w postaci łańcuszka. Na progu zastała opartego o futrynę Chestera. Uśmiechał się do niej szeroko, próbując skupić zamglone spojrzenie na jej twarzy. Jednak ciężkie powieki wciąż się zamykały, jakby nie miały żadnego kontaktu z resztą ciała.
- Niech cię szlag, Chester. Gdzie się tak upiłeś?
- Mike jest w ciąży! - wykrzyczał bełkotliwie, śmiejąc się cicho pod nosem. Zataczając się, wszedł do mieszkania, po drodze składając jej na policzku mokrego, głośnego całusa.
- Mike, czy Anna? Bo chyba mamy różne wiadomości. - rzuciła z ironią, idąc za nim.
- No Anna, Anna. Ale dzięki robocie Mike'a, przecież sama by nie zaszła. Nie mów mi, że nie wiesz skąd się biorą dzieci! Mogę ci pokazać! - parsknął śmiechem, opadając bezwładnie na kanapę. Palcami stóp zahaczył pierw o jedną, później o drugą piętę, nieporadnie zdejmując buty. Oparł się plecami o oparcie i wyciągnął do niej dłoń. Z rozbawioną miną podeszła do niego i podkulając nogi pod siebie, usiadła obok. Po chwili głowa chłopaka znajdowała się na jej kolanach, a ona delikatnie głaskała go po policzku.
- Nie ogoliłeś się.
- Mhm.
Trwali tak kilka minut, czerpiąc radość ze swojej obecności. Darząc siebie nawzajem uczuciem, a jednocześnie obawiając się go.
- Mel? - zachrypnięty głos przerwał ciszę w pokoju.
- Hmm? - mruknęła równie cicho.
- Obiecaj mi, że mnie nie zostawisz. Choćby nie wiadomo co się działo. Obiecaj, że będziesz przy mnie.
- Obiecuję, Chazy.
- To dobrze. Nie umiem bez ciebie żyć.
Mocniej wtulił się w jej uda, by po chwili, cicho chrapiąc udać się do krainy Morfeusza.


_______
Lampka wina, ściszona, nastrojowa muzyka i oto nowy. Mam nadzieję, że się podoba. Kolejny powinien pokazać się w sobotę. Póki co mam wenę cały czas, więc nie musicie się martwić. :)
Zaskoczeni wiadomością Mike'a? Czemu we wszystkim widzicie złe wieści? ;)
Krytykujcie. Pozdrawiam :)
*Melody, a melodia. Taka tam mała gra słów. ;)

poniedziałek, 10 marca 2014

3. What a wicked thing to do to let me dream of you.

   W drodze powrotnej milczeli oboje, każde skupione na własnych myślach. Ciszę w aucie zakłócały jedynie delikatne dźwięki radia. Uczucie skrępowania, które zawładnęło Chesterem, udzieliło się też dziewczynie. Mimo protestów Mel, wrócili do jego mieszkania. Zaczynało świtać. Po kilku niezręcznych słowach, jakby na siłę wychodzących z ust zamyślonego mężczyzny, blondynka udała się na górę do pokoju gościnnego, który sobie przywłaszczyła.
Stojąc w kabinie prysznicowej próbowała zmyć z siebie cały stres i przejścia z ostatnich kilku godzin. Zastanawiała się nad zachowaniem Chestera. Zdecydowanie coś przed nią ukrywał. Spojrzenie jakim obdarzył wieczorem Boba mogłoby zabijać, za to gdy patrzył na nią jego czarne oczy płonęły. Obserwował ją jakąś chwilę i tak po prostu wrócił do domu. I jeszcze ta piosenka nad jeziorem. Zachowywał się jak jej stary Chester, fakt, ale dodatkowo czuła jakby... No właśnie co czuła? Przeszły ją ciarki. Kiedyś wiele by dała za to żeby zwrócił na nią uwagę, nie jak na "młodszą siostrę", ale dziewczynę. Zaśmiała się cicho z samej siebie, pamiętając jak do niego po cichu wzdychała, ale Chester wtedy z pryszczatego gówniarza zmienił się w młodego boga seksu, a wszystkie dziewczyny zaczęły się nim interesować. Później pojawił się Grey Daze, jeszcze później Linkin Park i wielbicielkom nie było końca. Jaki był wtedy z siebie dumny! Zasługiwał na to, a ona trwała przy nim. Nie odrzucił jej, ale też nigdy się nie dowiedział o jej cichym, ukrytym głęboko w sercu uczuciu. Nauczyła się z tym żyć. Zawsze go kochała, ale jeśli miała wybierać czy mieć go jako przyjaciela, czy nie mieć wcale...Cóż, wybór był prosty.
Zerknęła na mały tatuaż na wewnętrznej stronie nadgarstka i przejechała po nim palcem. Litery C i M splecione delikatnym łańcuchem. On miał taki sam na łopatce. Zrobili je sobie na jej 21 urodziny. Dziękowała temu kto postawił Chestera na jej drodze, a właściwie posadził w jej piaskownicy, te naście lat temu. Susząc włosy zastanawiała się co w takim razie działo się z nim teraz. Tak szybko jak się pojawiła, tak szybko wyrzuciła z głowy myśl o narkotykach. Ten etap swojego życia mieli już, na szczęście za sobą. O problemach w studiu też by jej powiedział. Więc co się działo? Rozważając różne scenariusze, po kilku minutach zasnęła.

~*~
   Obudził ją cios czymś miękkim w twarz. Odrzuciła ze złością poduszkę na bok i zmierzyła, uśmiechniętego sprawcę ataku, groźnym spojrzeniem.
- Wstawaj! Jedziemy kupić samochód!
- Że co robimy? Człowieku, ja ledwo widzę na oczy, całą noc byłam na nogach, daj spać!
- Nie marudź tylko podnoś swój zgrabny tyłeczek i za 10 minut widzę cię na dole. - gwiżdżąc pod nosem, tylko sobie znaną melodię, zbiegł po schodach zostawiając ją samą.
- Co za debil! - krzyknęła za nim, wykopując się z ciepłej pościeli. Zmyła wodą resztki snu z twarzy i po wykonaniu podstawowych czynności, zeszła na dół. Chester czekał już gotowy z kluczykami w ręku, tupiąc niecierpliwie stopą.
- Wyluzuj. Masz okres, czy co? - mruknęła, zakładając trampki. Tak często spędzała czas u chłopaka, że część jej garderoby znajdowała się w jego domu.
   Chester odetchnął z ulgą, znów miała na sobie zwykłe jeansy, luźną koszulkę, oczywiście jego. Na ten widok przewrócił zirytowany oczami. Włosy spięła w wysokiego, niechlujnego koka. Całkiem jak stara Mel. Nie licząc tego, że teraz dostrzegł rudawe refleksy w jej włosach, czy tego, że te spodnie nieźle opinały się na jej pośladkach. Ok. Pora wziąć się w garść, Chester! Spojrzał nad jej ramieniem w lustro, oceniając swój wygląd. Krótki rękaw jego szarej koszulki z abstrakcyjnym wzorem, odsłaniał jego kolorowe tatuaże. Ciemne spodnie, trampki i okulary przeciwsłoneczne na nosie. Wszystko razem tworzyło spójną całość. Przejechał dłonią po głowie, notując w myślach, że pora podciąć włosy.
- To co za cacko dodasz do swojej kolekcji? - pytanie wyrwało go z zadumy. Była gotowa do wyjścia. Otwierając drzwi swojej Hondy, uśmiechnął się szeroko.
- Camaro, rocznik 76. Cudo. Zresztą sama zobaczysz i się zakochasz.
I rzeczywiście, odrestaurowane, bordowe auto, aż się prosiło o to, aby nim jeździć. Chester zachowywał się jak chłopiec w sklepie z zabawkami. Uśmiech nie znikał z jego twarzy. Rzucił Melody kluczyki, nawet na nią nie patrząc.
- Wracasz Civiciem.
- Ej, ja też chcę się przejechać tym cackiem! Poza tym nie jestem twoim szoferem, dupku.
- Później pojedziemy razem, ok?
Naburmuszona kiwnęła głową, mrucząc coś pod nosem o facetach i ich zabawkach.
- Stawiasz mi za to obiad u Franceso. - usłyszał zanim trzasnęła drzwiami pojazdu. Po chwili odjechała z piskiem opon.
Chester roześmiał się głośno z jej zachowania. Wiedział jak bardzo lubi stare samochody. Zresztą to dzięki niemu się nimi interesowała. Pożegnał się uściskiem dłoni ze starym kumplem, obiecując, że załatwi całą papierkową robotę w poniedziałek i zachwycając się basowym pomrukiem silnika, ruszył śladem Melody.

   Spędzili cały dzień, jeżdżąc bez celu po mieście i jego obrzeżach. Zjedli obiad w ich ulubionej włoskiej knajpce, a teraz wylegiwali się na ławce, na wzgórzach, łapiąc ostatnie promienie słońca tego dnia. Nogi dziewczyny były przerzucone przez kolana wokalisty, a ona sama leżała wpatrując się w niebo.
- Co u ciebie? - spytała jak gdyby nigdy nic. Przez chwilę milczał, zastanawiając się nad odpowiedzią. Co miał jej powiedzieć? Że ją kocha, że jej pragnie? Boże, sam ze sobą nie mógł wytrzymać. Idiota, idiota, idiota!
- Jestem... - szukał w myślach odpowiedniego słowa. - Zagubiony? - sprawdził jak smakuje ono w jego ustach. - Zdezorientowany? Tak to chyba to.
- Czemu? - złapała go za dłoń, bawiąc się jego palcami. - Co się stało?
- Chyba po prostu wydawało mi się, że rzeczywistość jest inna, niż na to wygląda. Miałem pewne fundamenty zbudowane, a na nich opierała się spora część moich obecnych poglądów, a teraz to wszystko się chwieje i boję się, że przewróci się z hukiem. - zmarszczył brwi, przygryzając wargę. Po chwili odezwał się znów. - Muszę podjąć jedną z najważniejszych decyzji w moim życiu, ale jednocześnie cholernie się tego boję, bo może się wszystko spieprzyć, a z tym sobie nie dam rady. Jednak nie robiąc nic w tym kierunku, wykończę sam siebie.- odchylił głowę do tyłu, patrząc szeroko otwartymi oczami na ciemniejące niebo. - Jakby chociaż raz nie mogło być wszystko ok. Zawsze muszę coś spieprzyć, albo szukać sobie problemów na siłę? No ja pierdolę. - warknął, szukając papierosów po kieszeniach. - Kurwa. - sapnął cicho, gdy uzmysłowił sobie, że przecież rzucił. - Czuję się jakbym nagle znalazł się na cholernej karuzeli, która za cholerę się nie chce zatrzymać, a mnie zaczyna już być od tego niedobrze. - wyszeptał, spoglądając na nią kątem oka, była zainteresowana jego palcami, gładząc twarde od strun opuszki, jakby nie było nic ważniejszego na świecie w tej chwili. Wydawało się, że wcale go nie słucha. Przymknął oczy, delektując się wiatrem na swojej twarzy. Był orzeźwiający.
- Stoisz na rozdrożu, Skarbie. - mruknęła cicho. Uśmiechnął się delikatnie, słysząc to pieszczotliwe zdrobnienie. - Każda decyzja jaką podejmiesz i tak będzie miała wpływ na twoje dalsze życie. Czy tego chcesz, czy nie. Od ciebie zależy jak się to potoczy, zastanów się nad konsekwencjami. Czy nie zranisz nikogo, ale też czy nie zranisz sam siebie. Czasami warto zaryzykować, to lepsze niż żałować, że się nie spróbowało.
- Właśnie tych konsekwencji boję się najbardziej. Nie chcę zrobić nic złego, ale wiem jak dużo może się zmienić. Ale jeśli coś pójdzie nie tak, to sobie tego nie daruję. Wtedy... Skończyłoby się wszystko. - machnął wolną ręką, w bliżej nieokreślonym kierunku. - Wszystko przestałoby mieć jakikolwiek sens. Zespół, muzyka, pieniądze. Nie dałbym sobie rady, to jedyne czego jestem pewien.
- Chester, zaczynam się martwić. Co jest grane?
- Spokojnie. - uśmiechnął się uspokajająco, patrząc jej w oczy. - Możesz mi wierzyć, że jeśli podejmę jakąś decyzje, to dowiesz się pierwsza. - uścisnął jej delikatną dłoń. - Wracamy?

~*~
   Leżąc w końcu w swoim łóżku, wsłuchiwała się w odgłosy miasta, dochodzące zza uchylonego okna. Martwiła się o Chestera. Miała nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży i że w końcu jej powie co go bolało. Gdyby tylko wiedziała jak mu pomóc. Przewróciła się na drugi bok, nie mogąc spać.
   Po drugiej stronie miasta Chester zirytowany swoją bezsennością, wstał z łóżka i na boso udał się do kuchni. Ze szklanką zimnej wody w dłoni, wpatrywał się w okno, ale nie widział nic z tego co było za nim. Wpadł po uszy, nie mógł przestać o niej myśleć, a sadystyczna wyobraźnia podsuwała mu  same czarne scenariusze. Jeden gorszy od drugiego. Mel śmiejąca mu się w twarz, jakim to jest idiotą. Mel, która każe mu się odpieprzyć. Wszystkie te obrazy skręcały mu wnętrzności. Z mroku myśli wyrwał go odgłos przychodzącej wiadomości. Niechętnie odblokował telefon.
"Wracamy już do domu. Widzimy się wieczorem na jakimś piwie? Mam świetne wiadomości. Spike."

________
No to jestem. Dwa dni wolnego, więc dodaję nowy. W sumie to dwa rozdziały połączone w jeden, żebyście miały trochę dłuższy, w końcu ;)
Muszę trochę zmodyfikować kolejne rozdziały, bo końcówkę trochę przerobiłam.
Miłego czytania i krytykujcie :)

czwartek, 6 marca 2014

2. Give me your hand come walk with me girl.

   - Tak? - głos miał zachrypnięty. Odkaszlnął kilka razy.
- Chester? Nie obudziłam cię? - po drugiej stronie usłyszał drżący głos, w sekundzie usiadł wyprostowany jak struna, by po chwili ruszyć w stronę wyjścia.
- Mel, gdzie jesteś? - słuchając odpowiedzi, jedną ręką trzymał telefon, drugą zamykał drzwi mieszkania. - Już po ciebie jadę, nie ruszaj się nigdzie.
Zaklął siarczyście, odpalając samochód i ruszając z piskiem opon. Gdy zobaczył jej drobną posturę, ukradkiem ocierającą łzy, miał ochotę zniszczyć cały świat. Trzasnął drzwiami i zamknął ją w swoich silnych ramionach, uspokajająco głaszcząc po plecach. Gdy przestała płakać, odsunął ją na kilka centymetrów od siebie zaglądając w jej błyszczące oczy.
- A teraz mi powiedz, gdzie on jest? - odezwał się grobowym tonem.
- Nie Chaz, proszę! Nie warto! Po prostu mnie stąd zabierz! - pisnęła łapiąc go za rękaw.
Walcząc z chęcią mordu, sapnął cicho i zaprowadził dziewczynę do samochodu. Posadził ją na miejscu pasażera, a sam odliczył do dziesięciu nim siadł za kierownicą. Po krótkim namyśle udał się w stronę domu, jednak kazał jej zostać w aucie. Wbiegł do mieszkania, z szafy na piętrze zabrał ciepły koc, z kuchni wino i kieliszek, a z salonu swoją starą gitarę akustyczną. Przy drzwiach sięgnął jeszcze po swoją skórzaną kurtkę. Zamknął drzwi, zapakował wszystko na tylne siedzenie i ruszył w drogę.
- Ej, gdzie mnie zabierasz? - spytała zdziwiona, patrząc przez ramię na jego ekwipunek.
- Cicho. - mruknął, uśmiechając się pod nosem. - Zdrzemnij się. Obudzę cię jak będziemy na miejscu.
Po kilku minutach marudzenia, odpłynęła.
   Gdy mijał tablicę zapraszającą ponownie do miasta aniołów, myślał czy robi dobrze. Co nim bardziej kierowało? Czy chęć ucieczki z nią na koniec świata? Czy może zwykła troska, która nie była przecież niczym nowym. Sam przed sobą starał się schować w czeluściach umysłu swoje wcześniejsze przemyślenia. Gdy skręcał w leśną drogą, Mel się obudziła.
- Chyba mi nie powiesz, że masz zamiar mnie zabić i zakopać w lesie, co? - ziewanie lekko zniekształciło jej słowa. Przeciągnęła się, mrucząc cicho. Po chwili zza drzew wyjrzała tafla jeziora, a dziewczyna wydała z siebie głośny pisk. - Chester! Nie byliśmy tu od...
- Od liceum. - wszedł jej w słowo. - Przyjechaliśmy tutaj po tym nieszczęsnym balu maturalnym. - parsknął cicho śmiechem, za to dziewczyna roześmiała się głośno.
- Nigdy nie zapomnę jak moja matka zareagowała widząc cię z tym czerwonym irokezem i w dziurawych jeansach.
- To nie było śmieszne! Prawie zepchnęła mnie ze schodów! - wyszczerzył się do niej. - Ta kobieta mnie zawsze nienawidziła. Dla niej byłem diabłem wcielonym, który opętał jej małą córeczkę.
Uśmiechnęli się do siebie, wspominając tamten wieczór, kilka lat wstecz. Gdy Chester zaparkował, złapała go za rękę i cicho mruknęła.
- Dziękuję za to, że jesteś Chaz. Jesteś moim najlepszym i jedynym przyjacielem.
Nachylił się w  jej stronę i pocałował w czoło, zaciągając się przy tym słodkim, pomarańczowych zapachem jej szamponu.
- Chodź.
Rozłożył koc na małym drewnianym pomoście, nałożył jej na ramiona swoją kurtkę, podał lampkę wina i zapatrzył się w wodę.
- A teraz mów, co się stało.
- Chaaaz. - jęknęła głośno.
- No mów, bo cię wrzucę do jeziora. - wystawił jej język, chcąc tym rozładować atmosferę.
Spuściła spojrzenie na dłonie, w których obracała kieliszek i odezwała się cicho.
- Ktoś cię rozpoznał, zresztą dziwne żeby było inaczej. - rzuciła sarkastycznie - Stwierdził w towarzystwie, że pewnie się ze mną zadajesz, bo z tobą sypiam. Bo niby jak ktoś tak sławny i boski jak ty, chciałby z innych powodów znać kogoś takiego jak ja? Nie przerywaj mi! - warknęła, widząc, że chce się wtrącić. Uniósł ręce w obronnym geście i słuchał dalej.
- Bob popił i mu się ubzdurało. Stwierdził, że skoro daję dupy tobie, to pewnie wszystkim na około też. - skrzywiła się.
- Zrobił ci krzywdę? - wyszeptał.
- Nie. Twoje lekcje samoobrony w liceum pamiętam do dziś. Kopnęłam go w jaja i wyszłam. - wzruszyła lekko ramionami, delikatnie się uśmiechając. - Szkoda tylko, że kolejny facet okazał się takim fiutem.
- Chyba wiem czemu nigdy nie widziałem żadnego frajera, z którym się umawiałaś. Najnormalniej w świecie zabiłbym ich wszystkich, gdybym tylko spotkał. No, ale ten gnój nie będzie miał lekko. - zacisnął pięści, patrząc zmrużonymi oczami przed siebie.
- Zagraj mi coś.
- Hmm? - mruknął wyrwany z zadumy.
Wskazała ręką na instrument, który leżał po jego lewej stronie.
- Zagraj coś.
Przejechał palcami po strunach i po chwili zastanowienia zaczął grać. Po krótkim wstępie z jego ust wydobył się cichy śpiew.

Daj mi uśmiech, podaj mi swe imię dziewczyno
Daj mi znak by skrócić swą drogę
I wziąć to po co przybyłem do ciebie, ponieważ nie przyszłaś łatwo

Podaj mi rękę, chodź ze mną dziewczyno
Nic nie jest odległe kiedy jesteś w pobliżu
Więc podejdź trochę bliżej do mnie, niektóre rzeczy przychodzą łatwiej

I wtedy przepadam w oceanie twoich oczu
zatapiam się w nich głębiej, wtedy cały ból odchodzi

Daj mi uśmiech, podaj swe imię dziewczyno
Dajmy im do zrozumienia, że jesteś moja
A ja zrobię to samo dla ciebie, ponieważ nasza miłość przyszła łatwiej

I wtedy przepadam w oceanie twoich oczu
zatapiam się w nich głębiej, wtedy cały ból odchodzi
Ty jesteś moim życiem *

 Zafascynowana słuchała tekstu, który teraz dla Chestera znaczył więcej niż zwykle. Odkrył w nim prawdę, której nie dopuszczał do siebie przez cały wieczór, noc, aż do tej pory, gdy słońce powoli budziło się na horyzoncie. Kochał ją. Czy tego chciał, czy nie, zawsze ją kochał. Ale w głowie słyszał jej słowa "Jesteś moim przyjacielem, Chaz", a on naprawdę nie chciał tego spieprzyć.

_____
Z racji, że dostałam premię i LP wydali nowy singiel dodaję nowy rozdział.
Wiem, że krótki, ale musicie mi wybaczyć. Mam nadzieję, że się podoba.
Krytykujcie, to dla mnie ważne :)


poniedziałek, 3 marca 2014

1. I don't love you like I did yesterday.

   Gdy o godzinie dwudziestej Chester zajechał pod apartamentowiec dziewczyny spodziewał się, że będzie musiał na nią czekać, znając jej alternatywne znaczenie zwrotu "pół godziny". Nucąc pod nosem Diamond Eyes* i wystukując rytm palcami na kierownicy, przyglądał się przechodniom. Każdy był taki inny, każdy gdzieś się spieszył. Nieważne czy było to starsze małżeństwo wracające ze spaceru, czy biznesmen biegnący na umówione spotkanie. Dłużej zawiesił wzrok na pewnej blondynce, oceniając jej szczupłe nogi i zgrabną sylwetkę w krótkiej sukience.
- Co jest? - szepnął, gdy owa dziewczyna skierowała swe kroki w stronę jego samochodu i o mało co nie krzyknął widząc, że tajemnicza osoba ma twarz Melody.
Otworzyła drzwi i zgrabnie wsiadła do auta. Poprawiła materiał na udach i uśmiechnęła się do przyjaciela.
- Chaz? Co jest? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. - położyła rękę na jego ramieniu, a on mimowolnie spuścił spojrzenie na jej dekolt. Przełknął głośno ślinę, odkaszlnął i odezwał się cicho.
- Wiesz, że bym cię minął na ulicy, jak obcą osobę. Jezu, Mel w ogóle nie wyglądasz jak ty.
Zaśmiała się cicho i mruknęła żeby jechał. Chester całą drogę starał się skupić na prowadzeniu pojazdu. Odetchnął z ulgą, gdy dojechali pod wskazany adres. Podchodząc do drzwi zobaczył, że stoi w nich jakiś łysy mięśniak w rozpiętej koszuli w hawajskie kwiaty i mimowolnie skrzywił się na ten widok. On w swoich czarnych spodniach, czerwonej koszuli w kratę zapiętej prawie pod samą szyją, skórzanej bransolecie i tunelach, wyglądał jakby się urwał z innej bajki. Skrzywił się jeszcze bardziej widząc jak soczyście Melody wita się z typem. Niechętnie podał mu dłoń, wymieniając sztywne i nieszczere uprzejmości.
   Impreza nie była ani trochę w jego guście i miał ogromną ochotę zawrócić na pięcie i wrócić do domu. Dziwił się, gdzie jego przyjaciółka poznaje takich ludzi i kiedy przeszła taką metamorfozę. Z zadumy wyrwał go całus w policzek i krzyk uśmiechniętej Mel.
- Baw się dobrze Chaz!
Kiwnął jej głową, wymuszając uśmiech i udał się w kąt ogrodu sięgając po szklankę soku. Nie chciał pić. Nie zostawiłby tutaj auta, poza tym w razie potrzeby mógł w każdej chwili odjechać. Oparł się o stół i zaczął obserwować ludzi. Jego wzrok zatrzymał się na niej.
Blond włosy, zawsze niedbale związane w kucyk, teraz lśniły rozpuszczone na jej plecach, układając się w delikatne loki. Nie zdawał sobie sprawy, że są aż tak długie. Jej zwykle rozciągnięte, lub podebrane jemu ubrania zastąpiła czarna sukienka na ramiączkach, sięgająca jej do połowy uda, gdzieniegdzie wykończona prześwitującą koronką. Uwydatniała jej figurę, wcięcie w talii i ładny biust. Znoszone trampki zastąpiły buty na koturnie z całą masą ostrych ćwieków. Był zdziwiony, że w ogóle daje radę się na nich poruszać.
Nagle zdał sobie sprawę z tego, że dopiero teraz, mimo iż zna ją prawie całe swoje życie, zobaczył w niej kobietę. Nie przyjaciółkę, kumpla, powiernika jego najmroczniejszych tajemnic, ale cholernie seksowną kobietę i niech go szlag, jeśli ten widok nie zrobił na nim wrażenia. Zaklął na siebie w myślach czując niekomfortowy ucisk w spodniach, a widząc jak ten idiota obejmuje swoją łapą jej smukłą talię, wiedział, że dłużej tego nie wytrzyma.
Zdecydowanym krokiem podszedł do pary i mierząc mięśniaka wrogim spojrzeniem, odezwał się do dziewczyny.
- Spadam do domu, mam pomysł na piosenkę. - wymyślił w pośpiechu. - Jak coś to dzwoń, przyjadę po ciebie nawet w środku nocy.
Zdziwiona jego zachowaniem, uśmiechnęła się lekko i pocałowała go w policzek dziękując i życząc mu dobrej nocy.
   Nie pamiętał drogi do domu. W jego myślach szalało istne tornado. Czuł jakby pękła jakaś bańka, w której żył cały czas. Ocknął się dopiero w mieszkaniu, orientując się, że siedzi na fotelu w salonie. Wciąż w butach i z kluczykami w dłoni. Ile czasu minęło? Miał wrażenie jakby obudził się w innym stuleciu i w innym wcieleniu. Dobry Boże, dlaczego Mike akurat na ten weekend musiał opuścić miasto? Nie miał zamiaru niszczyć mu wizyty u teściów swoimi problemami.
Rozejrzał się po ciemnym pomieszczeniu, nie poznając tego miejsca. Regał zapełniony płytami, które kolekcjonował całe życie. Stolik z telewizorem, na którym niejednokrotnie z Mikem grali na konsoli. Skórzana kanapa i drugi fotel, za które zapłacił majątek. Jasny dywanik i czekoladowe ściany, na których wisiało kilka grafik wykonanych przez Shinodę.
Nic z tego nie poznawał, chociaż miał tyle wspomnień związanych z tymi przedmiotami. Czuł się jakby miał paranoję. A to wszystko przez jedną krótką chwilę, w której uświadomił sobie, że nic do diabła nie będzie już takie samo. Z zadumy wyrwał go dźwięk telefonu. Spojrzał na zegarek, dochodziła trzecia w nocy. Dzwoniła Mel. Zamknął oczy, wziął głęboki oddech i odebrał.


_____
No i zakończymy w takim momencie. Nie bijcie ;)
Mam nadzieję, że nie jest najgorzej. Wiem, że krótko, ale długie rozdziały to nie jest moja mocna strona.
Krytyka mile widziana. Tak samo jak zwracanie mi uwagi na błędy.
*Diamond Eyes - piosenka grupy Deftones.