Próbując otworzyć zlepione ropą oczy, mlasnął językiem czując potworną suchość w ustach. Kac. Niegdyś jego stały towarzysz, bywalec każdego poranka, którego od razu przeganiał kolejną butelką alkoholu. Aż do następnego dnia. To był mroczny okres w jego życiu. Hektolitry alkoholu, masa dziewczyn, których imion nawet nie znał, lub nie pamiętał. Tona różnego rodzaju narkotyków, którymi katował swój organizm. Zachciało mu się żyć jak gwiazda rocka. Gdyby nie to, że Melody i Spike wzięli się za niego i uświadomili kilka spraw, to pewnie skończyłby na odwyku, sam jak palec. Zniszczony i zapomniany przez życie.
Gdy zaczęły docierać do niego inne impulsy z otaczającej rzeczywistości, zesztywniał. Poza okropnym bólem głowy, poczuł pod ręką coś miękkiego. Coś co się ruszało równomiernie. Sparaliżował go strach. Obejmował kogoś. Boże, mniej mnie w swojej opiece. Ok, Chester powoli. Ile pamiętamy z zeszłego wieczora? Na pewno wsiadłem do taksówki, która miała mnie zawieźć do domu. Ale co potem?
Otworzył oczy, mrużąc je przed intensywnym światłem wpadającym do pomieszczenia. Zobaczył przed sobą blond włosy i wciągnął powietrze, czując jak narasta w nim panika. Gdy dotarł do jego mózgu zapach i powiązał go z odpowiednią osobą, kamień spadł mu z serca. To Melody. Musiał instynktownie przyjechać do niej. Tylko co mówił, co robił? Przytulił się do niej, próbując uspokoić oddech i walące serce.
Omal nie spadł z wąskiej kanapy, gdy przy jego głowie rozległ się wyjący alarm. Skrzywił się czując jak każdy dźwięk pulsuje mu w czaszce. Zacisnął zęby i oczy, a po chwili nastała błoga cisza. Uchylił jedną powiekę napotykając zarówno rozgniewane, jak i rozbawione oblicze dziewczyny.
- Cześć pijaku.
- Mocno jesteś zła? - zachrypnięty głos brzmiał obco, mimo iż wydobywał się z jego ust.
- Powiem tak, gdybym mogła to skopałabym ci ten twój chudy tyłek, ale szkoda mi marnować siły. Co ci strzeliło do łba? Wiesz, że powinieneś unikać alkoholu w takich ilościach.
- Wiem Mel, wiem też, że tłumaczenie się tym, że Mike zostanie ojcem będzie tłumaczeniem się durnego gówniarza, jakim zresztą byłem.
Pogłaskała go po nieogolonym policzku.
- Po prostu się martwię Chazy. Dobrze, że przyjechałeś do mnie, a nie wylądowałeś gdzieś, w jakimś idiotycznym klubie. Zapewne dziś czytałabym o tobie w gazetach.
- Może trochę więcej wiary we mnie?
- Chester, wierzę w ciebie jak nikt inny, dobrze o tym wiesz. Ale wiesz też co się dzieje z tobą, gdy jesteś pijany.
Spuścił wzrok, czując wstyd. Miała rację.
- No dobra, pora wstawać. Na 10 idę do pracy. Nie zapominaj, że śmiertelnicy muszą zarabiać na życie. - pstryknęła go palcem w nos. - Zrobisz kawy?
- Jasne.
Znikając za rogiem rzuciła mu jeszcze uspokajający uśmiech. Czyli nic nie nagadał jej po pijaku. Odetchnął z ulgą, oblizując językiem popękane usta.
Kończył nalewać kawę do kubków, gdy weszła do kuchni. Ubrana w białą koszulę i dopasowane garniturowe spodnie w kolorze dojrzałej śliwki. Czółenka na małym obcasie, dopełniały całość. Wygląd odpowiedni dla pani redaktor, w jednym z poczytniejszych dzienników biznesowych. Kto by pomyślał, że studiowanie dziennikarstwa i bankowości, może zaowocować taką posadą. Podeszła do mężczyzny i przytuliła się do niego, kładąc głowę na jego piersi. Wciąż miała wilgotne włosy.
- Nie jestem zła, Chazy. Po prostu nie chcę żeby wrócił tamten Chester. - mruknęła cicho.
Oparł brodę na czubku jej głowy i napawał się jej zapachem. Po niedawnym prysznicu był bardziej intensywny.
- Nie bój się, Słoneczko. Tamten Chester jest już dawno pochowany w popiołach swojej goryczy. Nie pozwolę mu się odrodzić. Doceniłem to co on próbował mi zabrać. Ciebie i Mike'a. Zespół. Całe moje pieprzone życie.
Podniosła głowę do góry patrząc mu w oczy. Palcem lewej dłoni pogłaskała zmarszczkę, która pojawiła się między jego brwiami. Nawet po tylu latach wciąż ją irytowało, że był od niej o głowę wyższy i żeby spojrzeć w jego ciemne tęczówki musiała zadzierać wysoko głowę.
- Podrzucić cię do domu, czy zostajesz u mnie? Prysznic by ci się przydał. - zmarszczyła śmiesznie nos. - Mógłbyś w ramach rekompensaty zrobić obiad. Hmm?
- Niech będzie. Na co masz ochotę? - uśmiechnął się delikatnie, opierając swoje czoło o jej.
- Wymyśl coś dobrego. - cmoknęła go w nos. Odsunęła się, biorąc kubek w dłonie i upijając łyk. Skrzywiła się, gdy gorąca ciecz sparzyła jej język.
- A co powiesz na zadość uczynienie w postaci kolacji i kina?
- Ej, nie rozpieszczaj mnie tak! Może jeszcze kupisz mi samochód? - szturchnęła go w ramię.
- No wiesz, jeśli tylko chcesz. Nie zapominaj, że jam jest Wielki Chester Zajebisty Bennington. - zrobił cwaną minę, unosząc jedną brew do góry.
- Dobrze panie pijany łbie Bennington, ja spadam do pracy. Skoro kino i kolacja, to bądź pod redakcją chwilę po 18. - szybki buziak w policzek i już jej nie było. Po 15 minutach usłyszał tylko głośne Do później i odgłos zamykanych drzwi.
Przetarł dłońmi szorstkie policzki i udał się pod prysznic. Pół godziny później w ręczniku owiniętym wokół bioder, pił drugą, równie mocną kawę. Coś go musiało postawić na nogi, po takiej nocy. Znalazł jakąś swoją koszulkę w szafie Mel, naciągnął na siebie spodnie, które o dziwo wciąż nadawały się do użytku. Pozmywał kubki i zamykając za sobą mieszkanie, wsiadł do zamówionej chwilę wcześniej taksówki, która zawiozła go do domu.
~*~
Wychodząc z redakcji zastał ją co najmniej świetny widok. Mężczyzna w dopasowanych spodniach z nogawkami wpuszczonymi w wypastowane oficerki, skórzanej kurtce i okularach przeciwsłonecznych na nosie, opierał się nonszalancko o bok odrestaurowanego auta. Do tego uśmiechał się do niej zawadiacko. Każdej kobiecie zrobiłoby się słabo na ten widok. Czuła jak puls jej przyśpiesza, wpadając w szaleńczy, nierówny galop, a w ustach nagle brakuje jej śliny. O tak. To był cholernie seksowny widok.
Oderwał się od samochodu, wciąż nie wyciągając rąk z kieszeni ciemnych spodni i ruszył w jej kierunku. Pocałował ją delikatnie w policzek, sprawiając, że jego męskie perfumy otuliły ją i podniósł palcem wskazującym jej podbródek, zamykając jej tym samym usta. Tak, musiała stać jak idiotka z otwartą szczęką i rozbierać go wzrokiem. Brawo Mel.
- Gotowa? - mruknął cicho.
Skinęła głową. Gdyby próbowała się teraz odezwać pewnie wyszedłby z tego bliżej nieokreślony bełkot. On wcale nie ukrywał, że jej reakcja mu pochlebiała. Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę auta. Otworzył drzwi od strony pasażera i schylił się lekko, zapraszając ją ruchem dłoni by wsiadła.
- Głodna? - zadał kolejne pytanie, zapinając jednocześnie swój pas i odpalając silnik.
- Bardzo. - zaryzykowała próbę odezwania się i uśmiechnęła lekko. - Cholernie dobrze wyglądasz Chaz. - mruknęła z uznaniem.
- Wiesz, nazwisko upoważnia. - słysząc jego słowa, tylko przewróciła oczami.
- Szkoda, że wczoraj o tym nie myślałeś.
- No już, przeprosiłem, ok? Teraz pokutuję.
- Więc robisz to tylko z przymusu, łaskawco?
- Mel - zatrzymał się na czerwonym świetle i korzystając z okazji obrócił się w jej stronę, kładąc dłoń na jej zarumienionym policzku. Pogłaskał go delikatnie kciukiem i spojrzał jej w oczy. - Zawsze chętnie spędzam z tobą czas, przecież wiesz.
Odpowiedziała mu uśmiechem, nieświadomie wtulając twarz w jego dłoń. Mieli wrażenie jakby czas stanął w miejscu. Każde w głowie krzyczało kocham cię, lecz usta milczały. Magiczną chwilę przerwało natarczywe trąbienie za nimi. Odskoczyli od siebie przestraszeni i każde skrępowane wbiło wzrok w przednią szybę. W ciszy zajechali pod uroczą knajpkę o nazwie Violettes Bleues*, którą prowadził stary znajomy całego zespołu. Zajęli miejsca w rogu, delikatnie schowane za małą ścianką, co zapewniało im choć odrobinę prywatności. Zamówili swoje dania, dla niego stek z polędwicy wołowej w sosie gorgonzola; ravioli ze szpinakiem i ricottą dla niej. Czekając na kolację pogrążyli się w rozmowie. Mimo stałego napięcia i skrępowania, które się między nimi narodziło, jak zwykle nie brakowało im tematów. Może świadomie unikali pytań o randki, czy potencjalnych partnerów bojąc się usłyszeć odpowiedź. Delektując się każdym kęsem posiłku, obserwowali swoje ruchy, jakby w obawie przed zdradzeniem swoich uczuć.
Siedząc już w sali kinowej, czekali na rozpoczęcie filmu, który po krótkiej sprzeczce udało im się wspólnie wybrać. Padło na komedię. Chester próbował sparodiować pijanego Brada, a dziewczyna śmiejąc się w głos rzucała w niego prażoną kukurydzą. W końcu zbesztani przez mężczyznę siedzącego przed nimi, wciąż chichocząc pod nosem skupili się na ekranie. Zgasły światła i pojawiły się napisy początkowe. Czy tylko jemu się wydawało, że nagle ktoś odciął tlen? Mrok w pomieszczeniu wyostrzył ich zmysły i teraz odczuwali swoją obecność o wiele mocniej niż kilka chwil temu. Między nimi wręcz skakały impulsy elektryczne, sprawiając, że gęsia skórka pojawiła się na ich ciele. Gdyby ktoś teraz spytał o czym jest film, nie potrafiliby odpowiedzieć. Nawet, gdy ludzie na sali wybuchali gromkim śmiechem, oni bali się chociażby poruszyć. Gdy w końcu wyszli na dwór, zaczerpnęli głośno powietrza. Chester oparł się o auto, oddychając płytko jakby dopiero co przebiegł maraton. Spojrzeli na siebie i parsknęli cicho śmiechem, próbując zamaskować buzujące w nich uczucia.
- Chodź Mel, lepiej będzie jak odwiozę cię do domu.
____
Jak obiecałam, że na weekend pojawi się nowy, tak jest. Przyznam, że miałam z nim małe problemy, nie mówiąc o tym, który już piszę jako kolejny. Może się Wam wydać trochę pisany na siłę, za co z góry przepraszam. Nie wiem kiedy będzie nowy, postaram się jakoś w środku tygodnia dodać.
Pozdrawiam. :)
*Violettes Bleues - z francuskiego błękitne fiołki.
nie jest naciągany, całkiem fajnie Ci wyszedł :) strasznie mi się podoba to opowiadanie, naprawdę wciągające! no i fabuła interesująca, oryginalna. czekam na następny rozdział! ;)
OdpowiedzUsuńNie umiem komentować, nie mam tego daru, więc powiem, że jest zajebiście XD
OdpowiedzUsuńŚwietne, czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńEj no kiedy następny rozdział ? ;___;
OdpowiedzUsuńwłaśnie dodałam ;)
UsuńCudny *,*
OdpowiedzUsuń