Wgryzł się w soczyste jabłko, przyglądając się Melody, która czytała jego zużyty egzemplarz "Zielonej Mili" Kinga. Cały dzień spędzili w łóżku, nawet się nie przebierając. Po pysznym śniadaniu, za które został nagrodzony słodkim pocałunkiem, a nawet kilkoma, jeśli mamy być szczerzy, leżeli rozmawiając, wygłupiając się i całując na zmianę. Zniknęło całe skrępowanie i lęk, który otaczał ich przed rozstaniem. W końcu nie musieli się bać swoich uczuć i odrzucenia, w końcu przebywali w towarzystwie za którym tak tęsknili.
- To kiedy pojedziemy po twoje rzeczy?
- Jakie rzeczy? - mruknęła, nie odrywając oczu od tekstu. Przekręcił się na brzuch, biorąc kolejnego kęsa i zlizując strużkę soku, która popłynęła mu po dłoni.
- No twoje. Bez sensu utrzymywać dwa mieszkania, nie?
- A skąd wiesz, że nie sprzedałam tego w LA?
- A sprzedałaś? - zerknął zaciekawiony na jej twarz.
- Nie.
Przewrócił oczami i oparł głowę o jej uda.
- Więc? - zaczął znowu.
- A nie przyszło ci do głowy, że wrócę do Sacramento?
Zastygł z otwartymi ustami, z ręką w powietrzu i spojrzał na nią poważnie.
- Powiedz, że żartujesz.
- Czemu? Tam mam pracę, mieszkanie, nowych znajomych.
- Mel. - rzucił nerwowo, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Parsknęła śmiechem.
- Żartuję. Nienawidzę tego miasta. Kojarzy mi się tylko z samotnością i tęsknotą za tobą.
Położył powoli ogryzek na stoliku nocnym i rzucił się na nią, przewracając tak, że po chwili siedziała na nim okrakiem, śmiejąc się cicho i próbując złapać oddech.
- Nie ładnie tak ze mnie żartować. To źle, że chcę się budzić i zasypiać przy tobie?
- Szczególnie wtedy, gdy będziesz w trasie. - szepnęła, kreśląc palcem kontury tatuażu na jego, wciąż nagim torsie.
- Mel, kochana. Dobrze wiesz, że nie będę znikał na wieczność. Koncerty są częścią drogi, którą podążamy jako zespół.
- Wiem to Chazy. Przecież nie mówię żebyś z tego rezygnował. Wiem tylko, że będę tęskniła za tobą teraz jeszcze bardziej, niż wcześniej.
Podniósł palcem wskazującym jej brodę, nakazując by spojrzała mu w oczy.
- Więc będziesz jeździła ze mną. Skarbie, nie znajdujmy sobie problemów. Poradzimy sobie.
- Obiecujesz?
- Tak.
Przytuliła się do niego, wtulając nos w jego szyję. Wsunął dłonie pod jej koszulkę, głaszcząc i drapiąc ją lekko po plecach, na co zamruczała cicho, rozluźniając się.
- Zamówimy coś do jedzenia, czy sami coś upichcimy? - wyszeptał jej do ucha po kilku minutach ciszy. Oderwała się od niego i kiwnęła głową energicznie.
- Proszę, proszę, proszę!
- O! Jakieś specjalne zamówienie, jak mniemam?
- Zróbmy twojego zapiekanego brokuła! Proooooszę! Sto lat tego nie jadłam!
- Tyle zachodu o zwykłą zapiekankę? Ok. Podnoś się i ruszamy do kuchni.
Klepnął ją w pośladek i wyszczerzył do niej zęby.
- Przestań to robić.
- Co?
- Klepać mnie po tyłku jak krowę.
- Ale robisz wtedy tak świetnie rozgniewaną minę, że nie mogę się powstrzymać.
- Chester. - rzuciła ostrzegawczo.
- No co? Masz świetny tyłek i póki co tylko jego mam okazję podziwiać. Ty - wskazał na nią oskarżycielsko palcem - w przeciwieństwie do mnie, wiesz jak wyglądam nago. - wydął usta i obrócił głowę w bok, udając obrażonego.
- A więc o to ci chodzi, zboczeńcu? Powinnam paradować wkoło ciebie nago?
Przytaknął, uśmiechając się lubieżnie na tę myśl.
- Nie mam w zwyczaju wskakiwać kolesiowi do łóżka na pierwszej randce. - prychnęła kpiącym głosem.
- Chciałbym zauważyć, że już wskoczyłaś mi do łóżka, wręcz niejednokrotnie, a wciąż nie mieliśmy do tej pory, o ile się nie mylę, oficjalnej randki.
Uderzyła go w ramię.
- Nie łap mnie za słówka!
- Bardzo chętnie złapię cię za coś innego.
- Nie rozmawiam z tobą. - zaśmiała się, udając oburzenie. - To jak będzie z tą zapiekanką? - spytała po chwili, na co parsknął śmiechem.
~*~
Godzinę później siedzieli na dywanie, w salonie i słuchając ściszonego Radiohead, jedli obiado-kolację. Nie przejmowali się tym, że kuchnia wyglądała jak po wybuchu bomby, a i oni nie prezentowali się zbyt wyjściowo. Szczątki makaronu i brokuła, jak i plamy sosu znajdowały się zarówno na podłodze i blatach, jak i na ich włosach i ubraniach.
Tak to już jest, gdy dla zabawy rzucisz w kogoś tym co akurat masz pod ręką, to coś jest brudzące i jest tego dużo. W końcu krztusząc się ze śmiechu, udało im się z ocalałych resztek zrobić tą słynną zapiekankę Chaza. Nie mógł oderwać od niej oczu, gdy po każdym kęsie wydawała z siebie jęk przyjemności.
- Więc... - zaczęła niepewnie. - Powiesz mi kim była ta dziewczyna wtedy na imprezie? Ta, którą całowałeś?
Sapnął cicho i oparł się o stojącą za nim kanapę, wyciągając bose stopy w stronę palącego się lekko kominka.
- Uwierzysz mi, gdy powiem ci, że to siostra Brada, w dodatku lesbijka?
Kiwnęła głową, oblizując widelec i odkładając pusty talerz na mały stolik.
- Wiem. Anna mi to wyjaśniła kilka dni po tamtym wydarzeniu.
Zmrużył oczy, patrząc na nią uważnie.
- Jak to Anna? - dokładnie zaakcentował imię. - Miała z tobą kontakt, a mimo tego co się działo ze mną, nie odezwała się ani słowem? - warknął wkurzony.
- Nie miała ze mną kontaktu. Rozmawiałam z nią raz. Miała tylko adres mojej ciotki, w razie nagłej potrzeby. Nie miała pewności, że tam jestem.
- Uduszę ją!
- Chester, daj spokój. Prosiłam ją żeby zatrzymała to dla siebie. Lepiej mi wyjaśnij po co była ta szopka z pocałunkiem.
- Betty wymyśliła, że w ten sposób udowodnimy ci, że coś do mnie czujesz. Nie wiem czemu wtedy to nie wydawało mi się tak idiotyczne. - przeczesał dłonią swoje krótkie włosy.
- Wcale nie jest. Szczerze to wyobraziłam sobie, że ta szklanka to jej twarz. Dotarło do mnie, że już nie zniosę widoku ciebie z inną dziewczyną, i że już nie będę potrafiła znieść dotyku innego faceta. W jakiś pokręcony sposób miała rację, tylko ja zachowałam się jak idiotka, uciekając.
- A ja cię nie szukałem, od razu się poddałem.
- Nie wiedziałbyś gdzie. - przyłożyła dłoń do jego policzka.
- Gdybym chociaż podejrzewał, że Anna coś wie, zagroziłbym jej zniszczeniem całego ogródka i przyjechałbym prosić cię na kolanach żebyś do mnie wróciła.
Roześmiała się cicho.
- O tak, gdybyś chciał jej zniszczyć rabatki, na pewno by ci powiedziała.
Uśmiechnęli się do siebie, patrząc sobie nawzajem w oczy. Jej jasne, błękitne; jego ciemne, prawie czarne. Jedne tak różne, od drugich. Mdłe światło lampki w kącie i poblask ognia trawiącego drewno, nadawały pokojowi magicznej aury.
- Twoje oczy wyglądają jakby płonęły. Uwielbiam to.
- Płonie moja dusza, a ty od zawsze jesteś kojącym deszczem na ten ogień. Dziękuję ci za to Melody.
Dwadzieścia minut później stał pod prysznicem, delektując się gorącym strumieniem spływającym mu po kręgosłupie. Przeszedł go dreszcz, gdy zimny podmuch owiał mu plecy.
- Co jes... - mruknął i zaniemówił. W progu kabiny stała ona. Lekko zarumieniona, przygryzając nerwowo wargę. Naga. Mimo iż nie spodziewała się tego po nim, nie oderwał nawet na sekundę spojrzenia od jej twarzy. Podeszła nieśmiało do niego, kładąc mu dłonie na barkach.
- Po prostu mnie kochaj Chester. O nic więcej nie proszę. Kochaj mnie i bądź przy mnie.
Wplótł palce w jej krótkie włosy i musnął jej usta, przelewając w ten pocałunek całą swoją miłość, tęsknotę i wdzięczność. Tej nocy nie było dla nich żadnych granic. Tworzyli jedność zarówno umysłową, jak i cielesną. I gdy zasnęli w końcu wykończeni, wtuleni w siebie mieli pewność, że znaleźli swoje miejsce na ziemi. Miejsce do którego należą.
____
Bez zbędnych słów , po prostu komentujcie.
Rozdział świetny kocham twoje opowiadanie 😏❤
OdpowiedzUsuńO. Mój. Boże.
OdpowiedzUsuńOn. Jest. Świetny!!! ♥
Nie mam jakoś weny na komentarz, ale spróbuję się w sobie zebrać.
OdpowiedzUsuńDziękuję za informację :* Rozdział świetny, nie mogłam się oderwać. Chyba w końcówce byłam tak samo zdziwiona jak Chester. Albo bardziej xD
Hm, co mi pozostaje.. Czekam na next'a.
Zajebisty rozdział, czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńJezu piękny, wspaniały.
OdpowiedzUsuńCały czas twierdzę, ze jesteś wspaniała, bo jesteś wspaniała. Bardzo kocham twoje opowiadanie, jest takie inne.
Ale to już koniec? Zostawiłam sobie do czytania 6 rozdziałów pod rząd, a to ten ostatni. Zostało mi czekać na następny, wiec żebyś mnie nie miała na sumieniu pisz następny szybko ;)
Niesamowita końcówka, taka niby niespodziewana, a spodziewana.
Pokłony Ci biję za twoje opowiadanie, masz nieziemski talent.
Co mam jeszcze dodać? Nie wiem co, zdania co chwilę mam takie same, ale jak ich tutaj nie mieć jak myślę tylko o jednym:
Chcę następny rozdział!
Dobra, dobra kończę!
Przy okazji zapraszam na mój nowy rozdział, który tak naprawdę porównałam sobie z twoim i wydaje mi się że trochę mi wstyd XD
Ale mimo tego chamska reklama była ;*
Pozdrawiam :*
Cudowne xD
OdpowiedzUsuńKocham te zboczone zakończenia xDD
OdpowiedzUsuńNo, no, takie końce to ja lubię :D
OdpowiedzUsuńCzyżby miało się jeszcze bardziej przedłużyć? Jeśli tak, oficjalnie wznoszę w górę kciuki :)
Weny, pozdrawiam, S.
No i oczywiście zapraszam do siebie, bo Mr. Wen postanowił wkroczyć do ataku na klawiaturę :D
Zapraszam do mnie na 6 rozdział
OdpowiedzUsuńWspaniałe dialogi, fajna akcja, Chaz jest genialnie wykreowany w tym tekście, piszesz bez błędów, było trochę smutku (czyli to co Tygrysy lubią najbardziej), a teraz jest taka przyjemna radość...Czego wymagać więcej od opowiadania?
OdpowiedzUsuńŚwietne, brawa dla tej pani.
Weny! :D
Cudowny <3333!
OdpowiedzUsuń