czwartek, 8 maja 2014

18. Some people have to be permanently together.

   Znajdując się już w Crane, położonym nad Atlantykiem, z lotniska taksówką udali się do miejsca zakwaterowania. Dzięki, nie da się ukryć, licznym znajomościom Chaza, udało im się zająć śliczny apartament w hotelu, który posiadał własną plażę. Plusem było też to, że poza nimi i właścicielami, znajdowało się tam tylko starsze małżeństwo z Niemiec. Spokój i prywatność to to, czego teraz potrzebowali najbardziej. Pogoda na Barbadosie przywitała ich upałem  i gorącymi podmuchami powietrza. Nawet mimo wczesnego wieczoru temperatura była wysoka. Dlatego też pierwszą rzeczą jaką zrobili po zameldowaniu było przebranie się, zabranie ręczników i spacer na plażę. Tak, miejsce gdzie mogli być tylko we dwójkę bez zbędnych tłumów okazało się tym czego potrzebowali. Ich prywatnym rajem na ziemi. Błękit oceanu, lekko zaróżowione niebo i słońce chylące się ku horyzontowi. Chester otworzył scyzorykiem wino, które kupili i podał dziewczynie butelkę.
- Zapomnieliśmy kieliszków. - wzruszył ramionami, mrużąc lekko oczy i uśmiechając się leniwie. Usiadł za nią i objął ją w pasie, a ona oparła się plecami o jego nagi tors.
- Pamiętasz jak piliśmy pierwszy raz alkohol?
- Nie zapomnę, bo musiałem cię prawie nieść do domu. Wypiłaś pół butelki piwa na starym placu zabaw w parku i nie wiedziałaś jak się nazywasz. - parsknął śmiechem.
- Miałam jedenaście lat Chazy. A podkradanie alkoholu twojemu dziadkowi było jednym z najgłupszych pomysłów na jakie się zgodziłam.
- Oj tam, przesadzasz. Fajnie było.
- Tak, szczególnie później, gdy paliliśmy marihuanę na dachu garażu twojego ojca, który o mało nas nie przyłapał, a ja prawie połamałam sobie nogę złażąc stamtąd.
- Noo, przyznam, że to było trochę mniej zabawne. - wciąż cicho chichotał pod nosem.
- Jesteś czarnym charakterem. Ściągnąłeś mnie na złą drogę. - uszczypnęła go w udo.
- I źle ci na niej?
- Ani trochę. - parsknęła i upiła kolejny łyk prosto z butelki. - Dziękuję, że mnie namówiłeś na ten wyjazd. Ślicznie tu.
Pocałował ją w kark.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Myślałaś już gdzie wybierzemy się na nasz miesiąc miodowy?
- To brzmi tak oklepanie. Miesiąc miodowy. Że niby ma być tak słodko? Ale od miodu, aż mdli. Dlaczego nie na przykład miesiąc czekoladowy? I dlaczego akurat miesiąc? Nie można mówić o czekoladowym życiu? - zamyśliła się, patrząc w dal. -  Zjadłabym czekoladę.
Chester roześmiał się całym sobą i podparł jedną ręką, by nie runąć na plecy.
- Chyba komuś tu się okres zbliża, co?
Odchyliła głowę na jego bark, wzdychając.
- Nooo...
- Myszko możemy to nazywać jak nam się podoba. To nasze życie. Może być czekoladowe, budyniowe, cukierkowe i jakie tylko sobie wymyślisz. Pod warunkiem, że dodamy do niego odrobinę papryczki chilli i garstkę soli, dla równowagi.
- Pasuje.
- A czekoladę dostaniesz jak wrócimy do hotelu. I truskawki. Może być?
- Mówiłam ci już, że cię kocham? Truskawki brzmią bosko. - uśmiechnęła się szeroko, odwracając głowę w jego stronę.
- Masz ochotę popływać? Woda pewnie jest ciepła.
Kiwnęła głową i dzięki jego pomocy, wstała. Zrzuciła z siebie krótką zieloną sukienkę i położyła na ręczniku. Została w dwuczęściowym stroju, w delikatny wzór brązowej panterki. Chester widząc ją na tle zachodzącego słońca, z wiatrem tańczącym w jej włosach, wiedział, że zapamięta ten widok do końca życia. Podał jej dłoń i pociągnął w stronę brzegu. Gdy fala obmyła im stopy i łydki dziewczyna pisnęła i zrobiła trzy kroki w tył.
- Zimna! - zgromiła go wzrokiem, ignorując rozbawienie na jego twarzy i to, że stał już po kolana w wodzie.
- Nie marudź, jest świetna. No chodź.
Pokręciła przecząco głową.
- Mel, chodź. - nachylił się, nabierając trochę wody w złączone dłonie i uśmiechnął się groźnie. Spojrzała na niego nieufnie.
- Nawet nie myśl o tym, o czym teraz myślisz Chester, albo dzisiaj śpisz sam.
- No to nie daj się prosić. Chodź, wejdziemy powolutku razem, dobrze?
Skinęła głową i pozwoliła się objąć i powoli prowadzić. Gdy woda sięgała im do ud, poczuła szarpnięcie i po chwili zanurkowała pod wodą. Wnurzyła się, krztusząc i łapiąc spazmatycznie powietrze.
- Bennington! Jesteś martwy! Jak cię tylko dorwę w swoje ręce, to urwę ci to co nie odrasta!
Mężczyzna stał w bezpiecznej odległości, zaśmiewając się do łez. Jedną ręką trzymał się za brzuch, drugą zaś złapał się za kroczę.
- Myślę, że możesz mieć z tego jeszcze pożytek. Nie pozbawiaj mnie moich klejnotów. - wyjąkał między kolejnymi wybuchami śmiechu. Fuknęła cicho i zawracając na pięcie, ruszyła w kierunku brzegu.
- Melody, no przepraszam!
Wciąż nie reagowała. Złapała sukienkę, zarzucając ją na mokre ciało i skierowała się w stronę hotelu. Ruszył za nią, zbierając po drodze ręczniki i butelkę.
- Kochanie przepraszam. - na ustach wciąż miał niepoprawnie szeroki uśmiech. Wchodząc do głównego holu, pomachał ręką właścicielce i w dalszym ciągu podążał dwa kroki za dziewczyną. Weszła do pokoju i trzasnęła mu drzwiami przed nosem. Parsknął cicho i zapukał delikatnie. Usłyszał tylko kolejny trzask drzwi, pewnie od łazienki. Pokręcił rozbawiony głową i zszedł na dół. Po kolejnych dziesięciu minutach znów stanął pod pokojem numer sześć i stuknął trzy razy w drzwi.
- Meeeeloooodyyy. - rzucił śpiewnie. Cisza.
- Meeel, kochanie mam czekoladę i truskawki. - wyszczerzył się, słysząc odgłos przekręcanego zamka, by zaraz zrobić pełną skruchy minę, gdy stanęła w progu, odbierając od niego miseczkę ze świeżymi owocami.
- Może na zgodę skorzystamy z jacuzzi? Tam woda jest ciepła i obiecuję, że będę grzeczny.
- I tak śpisz dzisiaj sam. - mruknęła, odwracając się do niego plecami i wchodząc do apartamentu.
- Taa, jasne. - szepnął cicho pod nosem, tak by nie słyszała i uniósł do góry kącik ust.

~*~
   Spędzili te trzy dni relaksując się, kochając na plaży, odpoczywając, całując i po prostu będąc razem. Tego im było trzeba w tym ciągłym biegu i stresie organizacyjnym. Odnaleźli radość w swojej obecności i nic więcej poza tym nie było ważne. Świeże owoce, plaża, ocean, zapach bryzy i szum palm. Mogliby tam zostać na zawsze, ale pora wracać do rzeczywistości. Jedyne czego byli pewni to, że nie ważne co los im rzuci pod nogi, razem przeskoczą każdą przeszkodę.
   Po powrocie do lekko zachmurzonego Miasta Aniołów, zastali kilkanaście nieodebranych połączeń. Chyba nikt tak do końca nie wierzył, że nie wezmą ze sobą telefonów. Mel zajęła się bagażami, a Chester oddzwonił do Mike'a. Po chwili usłyszał płacz dziecka i zmęczony głos przyjaciela.
- Nie chciej dzieci. To nic więcej jak płacz, kupa, bezsenność i jeszcze więcej kupy. Wspominałem o bezsenności?
- Widzę, że już masz dość tatusiowania. - zaśmiał się ironicznie.
- Nie! Otis jest cudowny. Po prostu jestem wykończony. Nie pamiętam kiedy przespałem całą noc. Nawet gram mu kołysanki, ale to nic nie daje.
- Może puść mu którąś z naszych płyt.
- Zwariowałeś.
Parsknął śmiechem.
- Takie uroki rodzicielstwa, panie Shinoda. Doceń bardziej swoich rodziców, bo teraz wiesz co mieli z tobą.
- Dobra, dobra, nie baw się w mędrca. Ty lepiej mów jak tam Barbados.
- Cu - do - wnie! Tego potrzebowaliśmy, bez dwóch zdań. Teraz musimy ruszyć pełną parą z resztą przygotowań.
- My za to planujemy chrzciny za trzy tygodnie. Pamiętasz, że masz odegrać w tym dość ważną rolę?
- Nie rób ze mnie idioty. Jasne, że pamiętam.
- Zdzwonimy się, lecę wykąpać Otisa. Do później!
Pokręcił lekko głową, rozbawiony i ruszył do sypialni by pomóc Mel. A może i trochę jej poprzeszkadzać.


_____
Ok. Jest kolejny. Wybaczcie, że nie rozpisywałam się z tym Barbadosem, ale nie chciałam robić z tego masła maślanego, ruszcie główkami i wyobraźcie sobie co mogli tam robić. ;)
Tak poza tym, mam dla Was dobrą (chyba...) wiadomość. Otóż, zaczęłam pisać kolejne opowiadanie! Też o tematyce LP. Mam póki co prolog, rozdział pierwszy i kawałek drugiego. Póki nie skończę z tym opowiadaniem i nie będę miała napisanych przynajmniej 6 rozdziałów w tym nowym, to nie będę publikowała. Ale mam dużo pomysłów i czekam tylko, aż od przyszłego tygodnia zacznę poranną zmianę i będę miała czas żeby pisać. Więc bądźcie cierpliwe :)
Pozdrawiam, komentujcie!

13 komentarzy:

  1. - To brzmi tak oklepanie. Miesiąc miodowy. Że niby ma być tak słodko? Ale od miodu, aż mdli. Dlaczego nie na przykład miesiąc czekoladowy? I dlaczego akurat miesiąc? Nie można mówić o czekoladowym życiu? - zamyśliła się, patrząc w dal. - Zjadłabym czekoladę.
    Chester roześmiał się całym sobą i podparł jedną ręką, by nie runąć na plecy.
    - Chyba komuś tu się okres zbliża, co?
    Odchyliła głowę na jego bark, wzdychając.
    - Nooo...
    Naj - lep - sze!!! Śmieję się do teraz. To taka ja xD Nawet bez okresu :D Rozdział świetny. Nowy u mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Nie wiedzialam, że Mel moze sie tak fochac xD
    Wiadomosc o nowym opowiadaniu, tak tego nam bylo trzeba. Wszyscy uwielbiamy jak piszesz, wiec bedziemy cierpliwie czekac :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniale :D
    Najlepszy był Chester :
    "Widzę, że masz już dość tatusiowania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha xD Tak to było świetne xD

    OdpowiedzUsuń
  5. "- Bennington! Jesteś martwy! Jak cię tylko dorwę w swoje ręce, to urwę ci to co nie odrasta!"
    Tu zaczęłam się śmiać jak tutaj:
    "- Nie chciej dzieci. To nic więcej jak płacz, kupa, bezsenność i jeszcze więcej kupy. Wspominałem o bezsenności?"
    I tutaj:
    "- Może puść mu którąś z naszych płyt.".

    Nie wyobrażam sobie to jak dziecku puszcza Meteorę albo HT. Jezu hahaha :D
    A tak serio to rozdział bardzo fajny. Co ty chcesz z tą plażą, jest dobrze. Szczerze mówiąc jakbyś się tak za bardzo rozpisywała to też by było źle, a tak jest idealnie :)
    Fajnie to opisujesz, miesiąc czekoladowy.
    Okres jej się zbliża?
    A tu bum i nie ma okresu xDD Haha, ja tylko na to czekam, uwierz mi :D
    Zarąbisty rozdział, a i poprawiłaś mi humor tym że piszesz następne opowiadanie. Dziękuję Ci za to ;*
    No i co by tu dodać :)
    Chyba tylko że czekam na następny :)
    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie. Tak wyszło idealnie, zachowałaś proporcje i jest super.
    Przy tym rozdziale ciągle się śmiałam xD
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ej ludzie jezcze chyba tylko jeden rozdział został do końca. Ja jebie. ;_;
    Co ja teraz będę robić i czytać ;_;

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeszcze dwa plus epilog, tak mówiła autorka. To smutne xD
    Mam nadzieje że jej drugi blog będzie miał o wiele wiele więcej rozdziałów.
    A może napisze jeszcze pare w tym ?

    OdpowiedzUsuń
  9. O Matko.. myślałam, że skomentowałam, dzisiaj wchodzę, patrzę a tu nie ma mojego.. I takie wielkie oczy.. *.*
    No więc nadrabiam ten haniebny brak komentarza.
    Rozdział świetny, z resztą jak zawsze. Dobrze, że nie rozpisywałaś się przy miesiącu czekoladowym, bo przesładzać też nie można :P
    Dialogi po kolei mnie rozbrajały. Ale cóż, ja czasem edukuję małego kuzyna piosenkami Linkin Park i Misfits XD
    Wyrośnie na ludzi!
    Weny życzę i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  10. No witaj, przepraszam, że komentuję dopiero dzisiaj, ale przez ostatnie kilka dni byłam poza domem.
    Rozdział bardzo mi się podobał. We wcześniejszych odczuwałam lekki niedosyt po przeczytaniu, ale tutaj wszystko się zgadza. Najbardziej podobała mi się scena na plaży. Cudo!
    Hmmm...Mel, a co jeśli się ten okres nie pojawi? Hehe. Może i nie tego Chazowi i Melody życzy Shinoda po zmaganiach z Otisem, ale i tak fajnie byłoby, gdyby państwo Bennington musieli zacząć rozglądać się za łóżeczkiem z ikei :D
    Błędów nie ma (kurde, weź czasem napisz żaba przez rz, bo mam przez Ciebie kompleksy i to poważne :<)
    No to ja kończę. Pozdrawiam i weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Z opoznieniem, ale jestem c:
    Jestem zmeczona, wiec nie bede tutaj nic dluguego pisac...
    Rozdzial pelen spokoju. Scena z plaza rozlozyla mnie na lopatki, ach kocham cie za to.
    Bledow nie ma, nie ma nic do czego moge sie przyczepic.
    Dobrze, wybacz ze tak krotko dzisiaj, ale jestem wykonczona. To ten, to do nastepnego! C:
    Weny kochana

    OdpowiedzUsuń