sobota, 3 maja 2014

17. Let your spirit fly where we are one, just for a little fun.

   Godzinę później siedzieli razem na korytarzu, pijąc okropną kawę z automatu. Chester obdzwonił chłopaków z zespołu i obiecał, że da im znać jak będzie już po wszystkim, żeby nie robili niepotrzebnego tłumu. Pokręcił się na niewygodnym, plastikowym krzesełku i przymknął oczy, opierając głowę o ścianę. Melody spacerowała powoli wzdłuż korytarza. Liczył w myślach jej kroki. Raz, dwa, trzy, cztery... Doliczył do sześćdziesięciu trzech, gdy opadła na krzesełko obok niego. Sapnęła cicho i zaczęła wystukiwać stopami jakiś rytm.
- Długo to będzie trwało? Nie znoszę tak czekać.
- Mel, cierpliwości.
- Nie lubię. - mruknęła jak mała dziewczynka.
Roześmiał się cicho i dopił kawę do końca.
- Poczytaj sobie jakieś ulotki, czy coś.
- Taa, o tym jak pielęgnować ciążę, czy przewijać niemowlę?
- Przyda ci się na przyszłość. Chyba urodzisz mi kiedyś słodkiego bobaska, co?
- Oszalałeś. Sam sobie rodź.
- Czyli, że co? Nie chcesz mieć dzieci? - zerknął na nią zaciekawiony. Na końcu korytarza, rozległ się głośny płacz dziecka, skrzywiła się mimowolnie.
- Chcę, ale jakoś myślenie o tym w takim miejscu mnie nie nastraja.
- Wrócimy do tej rozmowy. - wytknął jej język.
Zamilkli na kilka minut. Melody skupiła spojrzenie na białej plamce, na środku błękitnej ściany. Po chwili warknęła zirytowana.
- Zwariuję tu.
Drzwi sali obok otworzyły się i wyszedł z nich lekarz, a zaraz za nim blady Mike z wyraźnym szokiem w oczach. Chester zerwał się na równe nogi i złapał go za ramiona.
- Mike? Mike, wszystko gra? - potrząsnął nim lekko. Na twarzy rapera zaczął się kształtować ogromny uśmiech.
- Mam syna. Urodził mi się syn. - przytulił go mocno, śmiejąc się radośnie.
- Gratuluję!
Obok stanęła Melody i położyła mu dłoń na ramieniu, uśmiechając się szeroko.
- Mogę zobaczyć mojego chrześniaka?
- Zawołają mnie jak już będzie gotowy. Żebyś ty słyszał ten wrzask. Jest lepszy od ciebie. Jak podrośnie to wykopię cię z zespołu.
Cała trójka wybuchnęła śmiechem. Dziewczyna wyjęła swojemu narzeczonemu telefon z kieszeni spodni i odeszła na bok, by do wszystkich zadzwonić. Dwadzieścia minut później odwiedzili wykończoną, ale szczęśliwą Annę, z małym zawiniątkiem przy piersi. Podała dziecko ostrożnie swojemu mężowi i uśmiechnęła z wdzięcznością. Mike delikatnie ułożył sobie małego na rękach, podtrzymując mu główkę dłonią. Chłopczyk miał jasną cerę, wciąż lekko zaróżowioną i ogromne, ciemne oczy, które odpowiednią barwę miały nabrać dopiero za jakiś czas. Patrzył uważnie, zaciekawiony na swojego tatę, uśmiechając się słodko i wkładając piąstkę do ust. Shinoda pociągnął nosem, starając się opanować wzruszenie.
- Otis. Witaj na świecie synku. - szepnął cicho i pocałował go w czoło.
Chester i Melody, zostawili świeżo upieczonych rodziców i wrócili do domu na noc. Obiecali wrócić razem z resztą ekipy rano, gdy pierwsze emocje opadną.
   Leżąc już w łóżku, mężczyzna wznowił wcześniejszą rozmowę.
- Więc czemu masz tak negatywne podejście do ciąży?
- Czemu negatywne? Po prostu nie umiem sobie wyobrazić jak okropny to musi być ból, wypchnąć z siebie coś tak dużego. - gestykulowała żywo. - Ty przy tym za dużo do roboty nie masz. To ja później jestem ograniczoną słonicą przez dziewięć miesięcy i to ja muszę później przeżywać torturę.
- To mam rozumieć, że chcesz mieć dzieci czy nie? - westchnął ciężko, zaplatając ręce pod głową.
- Oczywiście, że chcę. Tylko nie sądzisz, że to się dzieje trochę za szybko?
- Mel, zaraz nam stuknie trzydziestka. To jest odpowiedni moment. Co innego gdybyśmy znali się od wczoraj, ale przecież tak nie jest.
- Co żeś się tak uczepił nagle? Zazdrościsz im, czy o co ci chodzi? - burknęła zirytowana.
- Skarbie po prostu chcę stworzyć z tobą rodzinę. Nie mówię przecież, że już rozbieraj się, zrobimy sobie dzieciaka, a ja sobie później pojadę w trasę i zostawię cię z tym samą. Chcę wiedzieć jakie masz do tego podejście. Jeśli nie chcesz rodzić, możemy się zastanowić nad adopcją. Po prostu warto to przemyśleć i porozmawiać.
- Chazy, póki co mamy na głowie ślub. Zostało nam półtora miesiąca, a jeszcze z wieloma sprawami jesteśmy w kropce. Wciąż nie dostałam odpowiedzi od kilku osób i czekam cały czas na telefon z kwiaciarni. Załatwiłeś chociaż salę?
- Melody uspokój się. - złapał ją za dłoń i przyciągnął do siebie. Położyła głowę na jego piersi, obejmując go w pasie. - Nie możesz podchodzić do wszystkiego z takimi nerwami. Na wszystko jest czas. Sala jest zamówiona, tak samo jak zespół i katering. Zwolnij trochę. To ma być szczęśliwy dzień, a jak tak dalej pójdzie to dostaniesz zawału. - pocałował ją w czubek głowy, gładząc delikatnie po plecach. - Może zrobimy sobie trzy dni wolnego, hm? Polecimy na Karaiby? Plaża, ocean, drinki. Wrócimy we wtorek wieczorem.
- Kusisz, ale nie wiem czy dostanę wolne.
- Przecież poradzą sobie w redakcji przez dwa dni. - żachnął się. - Zresztą możesz edytować teksty na laptopie. Albo powiesz, że jesteś chora i musisz zostać w domu, a tak naprawdę znikniemy dla całego świata. Dobrze ci to zrobi kotku. A kilka spraw związanych z weselem możemy przecież powierzyć Robowi, czy Joe. Zgadzasz się?
- Nie potrafię odmówić. Karaiby są zbyt kuszące. - uśmiechnęła się rozmarzona.
Wstał z łóżka i przeszedł boso do pokoju obok, by zaraz wrócić z laptopem. Zarezerwował dwa bilety na jutrzejszy popołudniowy lot na Barbados. Chwila odpoczynku od zgiełku miasta i życia w biegu przez ostatnie kilka tygodni, jak najbardziej im się należy. Rano Melody zadzwoniła do swojego szefa, informując, że jutro i pojutrze nie pojawi się w redakcji. Mimo iż nie było mu to na rękę, zgodził się. Udali się do szpitala, wcześniej kupując w kwiaciarni kolorowe tulipany dla Anny i balona w kształcie niebieskiego jednorożca, na widok którego Mike komicznie przewrócił oczami. W sali, do której została przeniesiona Ann, było już kilka osób, a pielęgniarki dostawiły stolik pod oknem, gdzie stało już kilka bukietów. Chester przywiązał balon do poręczy łóżka, a ten delikatnie falował pod sufitem. Otis spał obok mamy, zawinięty w fioletowy kocyk w księżyce. Na brzegu łóżka, jakby pilnując by mały nie spadł, siedział Mike z tym idiotycznym uśmiechem szczęśliwego człowieka. Wszyscy w pomieszczeniu zresztą obserwowali niemowlę z wyraźnym rozczuleniem na twarzy. W okolicach godziny jedenastej, Chester z Melody udali się do domu by spakować się na podróż. Gdy poinformowali przyjaciół, że znikają z LA, dokładnie na Karaiby na trzy dni, wszyscy wydali zgodny pomruk zazdrości. Para tuż przed wyjściem z domu zostawiła telefony na stole. Nikt nie miał prawa im przeszkadzać w trakcie tego krótkiego urlopu, a najlepszym sposobem na to, było po prostu nie zabierać komórek ze sobą. Czekając na lotnisku na odprawę, uśmiechali się do siebie delikatnie. Wsiadając do samolotu, Chaz pocałował kobietę w usta.
- Gotowa?
- Z tobą zawsze.


_____
Wiem. Flaki z olejem. Kompletna nuda, brak akcji. Jestem totalnie niezadowolona z tego rozdziału. Przepraszam, że publikuję coś takiego.

11 komentarzy:

  1. Dlaczego flaki z olejem? Fajne :D I ten Mike gdy wyszedł z salki xD A co do kurtki w moim. Nie znasz Chestera? Najbardziej przejmuje się najmniej potrzebnymi rzeczami ;) Pozdrowienia i życzę wanny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak przyjemnie się czyta to co piszesz, na prawdę. Mike w końcu został tatą, nigdy nie zapomnę tego, jak poinformował Chestera o tym, że jego żona jest w ciazy. Rozdział krótki, zwięzły i na temat. Takie coś mi sie właśnie podoba.
    Nie wiem co mogę ci tu napisać, bo nie ma się do czego przyczepić, ani nic. Pozostaje mi tylko życzyć ci weny ☺
    Do następnego kochana c;

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak jeszcze raz napiszesz, że flaki z olejem i nie jesteś zadowolona, to wjadę Ci do domu czołgiem. Ten rozdział był świetny i nie zaprzeczysz. Wszystko pięknie się złączyło w jedną całość a tobie się nie podoba. Poza tym do końca już zostało tak mało rozdziałów, więc cieszmy się tym rozdziałem.
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie podoba mi się ten rozdział, bo nic się w nim nie dzieje. Ale ok, groźba z czołgiem mnie przekonała xD Już nie będę tak mówić :P
      Dzięki :)

      Usuń
  4. Co ja mogę napisać ?
    Rozdział genialny, co z tego, że mało akcji ?
    Takie rozdziały też muszą być. Ten był kròtki zwięzły i wspaniały.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebisty. Pozdro !

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest moc w tym rozdziale, jest moc.
    Skoro wszyscy to piszą to i ja:
    Pozdro xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaczelam cala historie czytac od poczatku, bo tak xD
    Trzymaj nas w niepewnosci jak najdluzej, wyzyj sie na nas xD
    Weny !

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam tekst Mike'a, że wykopie z zespołu Chestera, choć po Until It's Gone nie wątpię w jego formę :)
    Fajnie jest, a nawiązując do któregoś z powyższych komentarzy, autor/autorka ma rację z możliwością wykorzystania czołgu, ponieważ nie powinnaś się tak oceniać, piszesz naprawdę fajnie!
    Pozdrawiam, dużo weny!
    S.

    Aha, prawie bym zapomniała! Opublikowałam rozdział, totalnie Linkinowy, więc zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. "- Zawołają mnie jak już będzie gotowy. Żebyś ty słyszał ten wrzask. Jest lepszy od ciebie. Jak podrośnie to wykopię cię z zespołu."
    Kocham Cię za ten tekst, serio :D
    Ogólnie rozdział mi się podobał. Piszesz to tak lekko i sie to tak fajnie czyta :)
    Podobało mi się to jak rozmawiali o przyszłości, z tym dzieckiem. To było takie świetne <3
    Co jak co, ale po każdym rozdziale ja sie zastanawiam czy zrobisz coś tragicznego, tak jak teraz myślę że rozbiją sie na jakiejś wyspie, albo zginą ;o
    Dobra cicho, pewnie się skończy szczęśliwie, a ja dramatyzuję :D
    Weny ;*

    A i zapraszam do mnie na nowy rozdział :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń