Starsza kobieta siedziała na kanapie, trzymając na kolanach album pełen fotografii. Miejsce obok niej zajmowała szesnastoletnia dziewczyna o ciemnych jak noc oczach. Przysłuchiwała się uważnie opowieści, nachylając się nad zdjęciami.
- Widzisz Claire, kiedy urodziłam twoją mamę, razem z dziadkiem byliśmy bardzo szczęśliwi. Było to dla nas zaskoczenie, nie ukrywam, ale okazało się, że ta mała kruszynka dopełniła całości. Nie zapomnę, gdy pierwszy raz trzymał ją na rękach. Zresztą, gdy ty się urodziłaś słoneczko, również traktował cię jak najcenniejszy skarb. Gdy urodziłam twoją mamę miałam trzydzieści jeden lat. Twój dziadek był wtedy w świetnej formie, a zespół osiągał ogromne sukcesy. Bardzo dużo czasu spędzali w trasie, a jednak nigdy nie zabrakło go, gdy go potrzebowałam. Mam przed oczami to jak uczył Lucy grać na gitarze, gdy miała zaledwie trzy latka. Jak usypiał ją, śpiewając piosenki Guns'n'Roses we własnych spokojnych aranżacjach. Gdy nie mogła zasnąć, a on był poza domem, śpiewał przez telefon, a ona w kilka minut zasypiała. - kobieta uśmiechnęła się, a jej starcze oczy rozbłysły. - Twój dziadek był naprawdę dobrym człowiekiem Claire. Znasz te mity o dwóch połówkach jabłka? - nastolatka skinęła głową. - My tacy właśnie byliśmy. Jak dopasowane dwie połówki. Nigdy nie kochałam innego mężczyzny i jestem wdzięczna za to, że on kochał mnie. Tak bardzo mi go brakuje, chociaż są momenty, gdy czuję jakby stał tuż obok. Szczególnie w chwilach zwątpienia, zupełnie jakby szeptał mi do ucha, że dam radę. Że muszę być silna. Wiem, że cały czas przy mnie czuwa. - zamyśliła się, ze smutnym uśmiechem na twarzy. Po chwili podniosła spojrzenie na wnuczkę i poklepała ją po kolanie. - A teraz pora spać.
- Babciu opowiedz mi coś jeszcze!
- Jutro kochanie, dziś już jestem zmęczona.
Kobieta udała się do swojej sypialni, od tylu lat tej samej w ich wspólnym domu. Tylko jego tu brakowało. Tęskniła za nim i nie potrafiła, mimo upływu dwóch lat pogodzić się z jego śmiercią. Rak żołądka. Tak nieoczekiwany, tak nagły i gwałtowny w skutkach. Odebrał jej męża, przyjaciela i kochanka. Najważniejszą osobę w jej życiu. Spojrzała w lustro na swoją zoraną zmarszczkami twarz i pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
- Tęsknię za tobą, Chester. - szepnęła, pocierając opuszką palca jego zdjęcie, stojące na stoliku nocnym.
Tej nocy przyśnił się jej. Ten młody bóg, w kwiecie wieku. Uśmiechał się do niej uroczo i głaskał delikatnie po policzku. Ona też znów była młoda. Skóra znów stała się jędrna, a oczy nabrały żywego blasku.
- Chazy, gdzie byłeś przez ten czas?
- Cii kochanie. Obiecałem, że nigdy cię nie opuszczę. Przepraszam, że tak długo musiałaś na mnie czekać. Ale już jestem i nigdzie się bez ciebie nie wybieram. Kocham cię. Jesteś gotowa?
- Z tobą zawsze.
Ucałował jej wargi, tak stęsknione jego dotyku i złapał ją za dłoń.
- Zamknij oczy i niczego się nie bój. Jestem przy tobie.
Skinęła głową i pozwoliła się przytulić, zaciągając się jego zapachem. Była na swoim miejscu, w jego ramionach. Przy swojej miłości.
Rano po domu rozległ się głośny szloch kobiety. Chcąc jak co rano obudzić swoją matkę, zastała ją śpiącą wiecznym snem. Na ustach miała jednak spokojny uśmiech, a w dłoni trzymała zdjęcie swojego męża, a jej ojca. Zapłakała cicho, jednak miała pewność, że oni znów są razem. Bo nawet śmierć nie jest w stanie zniszczyć potęgi prawdziwej miłości.
______
Czy to happy-end? Różnie można do tego podejść, jednakże mam nadzieję, że rozumiecie dlaczego ta historia nie będzie mogła mieć nigdy kontynuacji. Nie jest to może do końca napisane tak jak chciałam, jednak od początku planowałam tak to właśnie zakończyć. Jestem wykończona, moja nowa praca wymaga ode mnie wiele wysiłku, ale obiecałam środę, więc jest. Spróbuję się skupić na drugiej historii, chociaż chwilowo przez brak czasu utknęłam w miejscu. Ale spodziewajcie się w niedzielę kolejnego rozdziału. A póki co...
Dziękuję z całego serca wszystkim Wam, którzy czytaliście tą historię. Zarówno tym, którzy mnie dopingowali w komentarzach i tym, którzy nigdy się nie ujawnili. Dziękuję, że przeżyliście ze mną tą wspaniałą przygodę Melody i Chestera. Będę za nimi tęsknić, ale w mojej głowie są szczęśliwi. Mam ogromną nadzieję, że Was nie zawiodłam i że jakiś ułamek tej historii mógł wpłynąć na Wasze życie i zmusić chociaż na chwilę do refleksji, czy spowodować uśmiech na Waszych twarzach. Biję pokłony przed Wami i raz jeszcze D-Z-I-Ę-K-U-J-Ę!
VampireSoul.
środa, 21 maja 2014
piątek, 16 maja 2014
20. And then I kiss your eyes and thank God we're together.
Ostatnie dwa tygodnie przed ślubem były pełne napięcia i ciągłej bieganiny, by wszystko było jak należy. W między czasie odbyły się chrzciny Otisa, który w momencie, gdy ksiądz obmywał mu głowę wodą święconą, teatralnie ziewnął, by po chwili głośno beknąć. Do końca uroczystości wszyscy mieli problemy z utrzymaniem powagi. Lecz to właśnie dziś był ten dzień. Dziś mieli przysiąc przed Bogiem miłość, aż po grób. Od rana Melody przygotowywała się w swoim starym mieszkaniu przy pomocy Anny, która synka zostawiła u rodziców męża. Mike w tym samym czasie pomagał też zresztą Chesterowi. Ten szukał nerwowo po domu wszelakich rzeczy, począwszy od żelazka, kończąc na potrzebnym mu z niewiadomych przyczyn, młotku.
- Chaz, spinaj pośladki. Została nam godzina.
- Rob odebrał ojca Melody?
- Tak, wszystko jest gotowe.
- Masz obrączki? - spytał, nerwowo wyginając palce. Mężczyzna klepnął się po kieszeni marynarki.
- Tak, stary. Możemy ruszać? Musimy jeszcze odebrać kwiaty.
Kiwnął lekko głową. Godzinę później stał przed ołtarzem. Po jego prawej stronie stał Mike, który podobnie jak on miał na sobie ciemny garnitur i bladoniebieski krawat. Jedyną różnicą było to, że w butonierce wokalisty znajdowała się biała orchidea. Tak ukochany przez Melody kwiat. Z drugiej strony w roli druhny, stała Anna. Zwiewna brzoskwiniowa sukienka, ładnie układała się na jej ciele. Zdążyła odzyskać figurę po ciąży i prezentowała się ślicznie. Spojrzał na siedzących w ławkach gości. Najbliższych przyjaciół i rodzinę. Swoją matkę i Briana, przyrodniego brata. Kawałek dalej siedzieli kolejno Brad z Monicą, Joe z Heidi, Rob z Susan i Dave z Hannah. Wszyscy szeroko uśmiechnięci, wpatrywali się w niego uważnie. Czuł ich wsparcie i było mu z tym lekko na sercu. Miał wszystko czego potrzebował. A za chwilę miłość jego życia, zostanie jego żoną. Tak, był szczęśliwym, spełnionym człowiekiem. Dłonie mu drżały, a serce biło szaleńczo w piersi. Usłyszał pierwsze słowa wyśpiewana przez chórzystkę i drzwi kaplicy się otworzyły. Była tam. Prowadzona pod rękę przez swojego ojca, który kroczył obok niej, wręcz emanując dumą. Olśniewała swoim widokiem wszystko w koło. Zarówno gości jak i wnętrze urokliwej świątyni. Wśród zgromadzonych rozległ się szmer zachwytu. Wyglądała jak anioł. Biała suknia z przodu sięgała jej za kolano, za to z tyłu miała długi tren. Miała delikatną koronkę i gdzieniegdzie wyszywana była małymi kryształkami, które mieniły się w promieniach słońca, wpadających przez okna. Ramiona miała odkryte, z dekoltem w kształcie serca. Wciąż krótkie włosy podpięte były z obu stron niebieskimi grzebieniami, przy których zaczepiony był welon zasłaniający jej zarumienioną twarz. Na szyi miała delikatną kolię, którą ojciec przysłał jej na tydzień przed ślubem. Należała do jej babki. W uszach zaś lśniły srebrne perełki, pożyczone od Ann. Coś nowego, starego, niebieskiego i pożyczonego. Według tradycji. Kroczyła powoli w takt utworu, nie odrywając od niego oczu, a gdy jej ojciec przekazał mu jej dłoń, czuł się dumny i cholernie szczęśliwy. Uniósł delikatnie welon, odsłaniając jej twarz. Uśmiechali się do siebie promiennie. Ucałował jej dłoń.
- Przepięknie wyglądasz. - wyszeptał.
Po chwili ksiądz zaczął ceremonię.
- Zebraliśmy się tu wspólnie, by połączyć tą parę kochających się ludzi, świętym węzłem małżeńskim. Jeśli ktoś zna powód, dla którego tych dwoje nie powinno zawrzeć związku, niech odezwie się teraz lub zamilczy na wieki. - rozejrzał się po zebranych, jednak nikt nie przerwał ciszy. Kiwnął głową w stronę mężczyzny, oddając mu głos, a ten zaczerpnął głęboki oddech i zaczął.
- Ja, Chester Charles Bennington ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Przysięgam trwać przy tobie w zdrowiu i chorobie, w bogactwie i w biedzie. Dzielić z tobą każdy uśmiech i każdą łzę. Przysięgam ci, że będę cię kochał tak długo jak pozwoli mi na to moje życie, a nawet dłużej. Obiecuję troszczyć się o ciebie w chwilach smutku i spełniać twoje zachcianki z zachowaniem rozsądku, rzecz jasna. - po kaplicy rozbrzmiał cichy śmiech. - Kocham cię, Melody i będzie to dla mnie zaszczyt jeśli zostaniesz moją żoną.
- Tak, oczywiście, że tak! Ja, Melody Christine Rosewood, ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Ślubuję trwać przy tobie w chwilach sukcesu i porażek. Obiecuję, że będę twoją podporą w każdej chwili zwątpienia. W gorączce i zdrowiu. Gdy będzie padał deszcz lub gdy będzie świecić słońce. Kocham cię, Chester i pragnę spędzić z tobą resztę życia. Zostaniesz moim mężem?
- Tak.
- Na mocy prawa nadanego mi przez kościół i stan Kalifornia, ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.
Nie wahając się ani chwili dłużej, wpił się w jej wargi, kosztując ich słodyczy. Teraz oficjalnie byli małżeństwem, co w sumie i tak nie miało większego znaczenia. Sformalizowali uczucie, które było w ich sercach od zawsze.
Goście udali się do wynajętej sali, gdzie wszyscy w radosnej atmosferze świętowali szczęście dwójki nowożeńców. Chester porwał kobietę do pierwszego tańca i trzymając ją w swoich ramionach, pocałował ją po raz kolejny tego wieczoru.
- Dziękuję, że uczyniłaś mnie najszczęśliwszym facetem we wszechświecie. Nigdy nie będę umiał ci się odwdzięczyć za to co dla mnie zrobiłaś. Kocham cię, pani Bennington.
- Ja ciebie też kocham, Chazy. Już na zawsze.
______
Wiem, że słodko. No, ale swoje już wycierpieli, należy im się trochę szczęścia. Chciałam trochę bardziej się postarać z przysięgą, ale na nic więcej mnie nie stać. Został przed nami jedynie epilog, który zamieszczę w okolicach środy. Ciężko mi się żegnać z tą historią, ale kolejna opowieść (przypominam link tutaj) wciągnęła mnie ogromnie. Mam już 8 rozdziałów, a pomysłów od groma. Mam nadzieję, że spotkamy się na łamach drugiego bloga. Zapraszam. Komentujcie. :)
- Chaz, spinaj pośladki. Została nam godzina.
- Rob odebrał ojca Melody?
- Tak, wszystko jest gotowe.
- Masz obrączki? - spytał, nerwowo wyginając palce. Mężczyzna klepnął się po kieszeni marynarki.
- Tak, stary. Możemy ruszać? Musimy jeszcze odebrać kwiaty.
Kiwnął lekko głową. Godzinę później stał przed ołtarzem. Po jego prawej stronie stał Mike, który podobnie jak on miał na sobie ciemny garnitur i bladoniebieski krawat. Jedyną różnicą było to, że w butonierce wokalisty znajdowała się biała orchidea. Tak ukochany przez Melody kwiat. Z drugiej strony w roli druhny, stała Anna. Zwiewna brzoskwiniowa sukienka, ładnie układała się na jej ciele. Zdążyła odzyskać figurę po ciąży i prezentowała się ślicznie. Spojrzał na siedzących w ławkach gości. Najbliższych przyjaciół i rodzinę. Swoją matkę i Briana, przyrodniego brata. Kawałek dalej siedzieli kolejno Brad z Monicą, Joe z Heidi, Rob z Susan i Dave z Hannah. Wszyscy szeroko uśmiechnięci, wpatrywali się w niego uważnie. Czuł ich wsparcie i było mu z tym lekko na sercu. Miał wszystko czego potrzebował. A za chwilę miłość jego życia, zostanie jego żoną. Tak, był szczęśliwym, spełnionym człowiekiem. Dłonie mu drżały, a serce biło szaleńczo w piersi. Usłyszał pierwsze słowa wyśpiewana przez chórzystkę i drzwi kaplicy się otworzyły. Była tam. Prowadzona pod rękę przez swojego ojca, który kroczył obok niej, wręcz emanując dumą. Olśniewała swoim widokiem wszystko w koło. Zarówno gości jak i wnętrze urokliwej świątyni. Wśród zgromadzonych rozległ się szmer zachwytu. Wyglądała jak anioł. Biała suknia z przodu sięgała jej za kolano, za to z tyłu miała długi tren. Miała delikatną koronkę i gdzieniegdzie wyszywana była małymi kryształkami, które mieniły się w promieniach słońca, wpadających przez okna. Ramiona miała odkryte, z dekoltem w kształcie serca. Wciąż krótkie włosy podpięte były z obu stron niebieskimi grzebieniami, przy których zaczepiony był welon zasłaniający jej zarumienioną twarz. Na szyi miała delikatną kolię, którą ojciec przysłał jej na tydzień przed ślubem. Należała do jej babki. W uszach zaś lśniły srebrne perełki, pożyczone od Ann. Coś nowego, starego, niebieskiego i pożyczonego. Według tradycji. Kroczyła powoli w takt utworu, nie odrywając od niego oczu, a gdy jej ojciec przekazał mu jej dłoń, czuł się dumny i cholernie szczęśliwy. Uniósł delikatnie welon, odsłaniając jej twarz. Uśmiechali się do siebie promiennie. Ucałował jej dłoń.
- Przepięknie wyglądasz. - wyszeptał.
Po chwili ksiądz zaczął ceremonię.
- Zebraliśmy się tu wspólnie, by połączyć tą parę kochających się ludzi, świętym węzłem małżeńskim. Jeśli ktoś zna powód, dla którego tych dwoje nie powinno zawrzeć związku, niech odezwie się teraz lub zamilczy na wieki. - rozejrzał się po zebranych, jednak nikt nie przerwał ciszy. Kiwnął głową w stronę mężczyzny, oddając mu głos, a ten zaczerpnął głęboki oddech i zaczął.
- Ja, Chester Charles Bennington ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Przysięgam trwać przy tobie w zdrowiu i chorobie, w bogactwie i w biedzie. Dzielić z tobą każdy uśmiech i każdą łzę. Przysięgam ci, że będę cię kochał tak długo jak pozwoli mi na to moje życie, a nawet dłużej. Obiecuję troszczyć się o ciebie w chwilach smutku i spełniać twoje zachcianki z zachowaniem rozsądku, rzecz jasna. - po kaplicy rozbrzmiał cichy śmiech. - Kocham cię, Melody i będzie to dla mnie zaszczyt jeśli zostaniesz moją żoną.
- Tak, oczywiście, że tak! Ja, Melody Christine Rosewood, ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Ślubuję trwać przy tobie w chwilach sukcesu i porażek. Obiecuję, że będę twoją podporą w każdej chwili zwątpienia. W gorączce i zdrowiu. Gdy będzie padał deszcz lub gdy będzie świecić słońce. Kocham cię, Chester i pragnę spędzić z tobą resztę życia. Zostaniesz moim mężem?
- Tak.
- Na mocy prawa nadanego mi przez kościół i stan Kalifornia, ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.
Nie wahając się ani chwili dłużej, wpił się w jej wargi, kosztując ich słodyczy. Teraz oficjalnie byli małżeństwem, co w sumie i tak nie miało większego znaczenia. Sformalizowali uczucie, które było w ich sercach od zawsze.
Goście udali się do wynajętej sali, gdzie wszyscy w radosnej atmosferze świętowali szczęście dwójki nowożeńców. Chester porwał kobietę do pierwszego tańca i trzymając ją w swoich ramionach, pocałował ją po raz kolejny tego wieczoru.
- Dziękuję, że uczyniłaś mnie najszczęśliwszym facetem we wszechświecie. Nigdy nie będę umiał ci się odwdzięczyć za to co dla mnie zrobiłaś. Kocham cię, pani Bennington.
- Ja ciebie też kocham, Chazy. Już na zawsze.
______
Wiem, że słodko. No, ale swoje już wycierpieli, należy im się trochę szczęścia. Chciałam trochę bardziej się postarać z przysięgą, ale na nic więcej mnie nie stać. Został przed nami jedynie epilog, który zamieszczę w okolicach środy. Ciężko mi się żegnać z tą historią, ale kolejna opowieść (przypominam link tutaj) wciągnęła mnie ogromnie. Mam już 8 rozdziałów, a pomysłów od groma. Mam nadzieję, że spotkamy się na łamach drugiego bloga. Zapraszam. Komentujcie. :)
środa, 14 maja 2014
Małe info.
Jako iż dostałam awans ( :D :D ) opublikowałam dla Was prolog nowej historii. Przypominam link TUTAJ Nie jest zbyt długi, ale mam nadzieję, że Was zainteresuje chociaż odrobinę. Kolejnego, ostatniego rozdziału jeśli nie liczyć epilogu, spodziewajcie się w okolicach weekendu.Przypominam jednocześnie o 19 rozdziale Pozdrawiam :)
poniedziałek, 12 maja 2014
19. Shut up when I'm talking to you.
Dwa tygodnie później
Usłyszała huk zamykanych drzwi i zmarszczyła brwi, odkładając książkę na stolik. Wstała z łóżka i ruszyła schodami na dół. Chester stał w kuchni, grzebiąc lewą ręką w zamrażalniku. Syknął cicho i odwrócił się w jej stronę. Podskoczył lekko, przestraszony.
- Mel, nie wiem czy robisz to specjalnie, ale serio kiedyś zejdę przez ciebie na zawał.
- Co się stało? - wskazała palcem na jego dłonie. Przykładał mrożone warzywa do kostek prawej ręki. - Miałeś iść tylko do sklepu. - dodała zirytowanym głosem.
- Spotkałem naszego znajomego.
- Kogo?
- Boba. Pamiętasz swojego kolegę?
Uniosła zdziwiona brwi.
- I dlatego masz spuchnięte kostki? - rzuciła z ironią, opierając ręce o biodra.
- Próbowałem mu grzecznie wyjaśnić, że ma się trzymać od ciebie z daleka i że zrobił źle. Ale, że ten tłuk ledwo składa literki, nie mówiąc o rozumieniu złożonych zdań, użyłem łatwiejszego sposobu komunikacji. - posłał jej krzywy uśmiech.
- Czyś ty oszalał?! - spojrzał na nią, marszcząc czoło. - Serio? Używanie przemocy uważasz za środek komunikacji?!
Sapnął, patrząc na nią gniewnie.
- A co niby miałem zrobić? Pozwalać mu cię obrażać? Do cholery bądź rycerzem z bajki, który staje w obronie ukochanej, a i tak będzie źle.
- Rycerzem? Chester czy ty nie pojmujesz, że używanie pięści to nie jest czyn godny pochwały?
- O co ci do cholery chodzi, Mel? Nie możesz mi po prostu podziękować?
- Jeśli myślisz, że będę ci dziękowała za pobicie kogoś to jesteś skończonym idiotą! Ja jakoś się na nikogo z rękoma nie rzucam, chociaż ostatnio powinnam... - w sekundzie zamilkła, odwracając wzrok.
- A to co ma niby znaczyć?
- Nic.
- Melody, proszę cię. Nie wkurwiaj mnie. - wysyczał przez zaciśnięte zęby, przymykając na kilka sekund powieki. - Mów.
- Może powinnam uderzyć ostatnio Kate, którą z małym dzieckiem spotkałam w sklepie. Próbowała mi wmówić, że to twój syn.
- Że kurwa co?! - wrzasnął, mierząc ją wściekłym spojrzeniem. - I nie przyszło ci do głowy, aby mnie o tym poinformować?!
- Po co? - mruknęła, patrząc na swoje dłonie.
- Hmm, pomyślmy po co... - udał, że się zastanawia. - Może po to żebym mógł zareagować?! Po pierwsze nie chcę żeby się do ciebie zbliżała, a po drugie takie plotki są niebezpieczne, gdy gazety piszą o każdym twoim kroku, a ty akurat planujesz ślub!
- Obchodzą cię gazety?
Warknął głośno.
- Nie Mel, ale ty mnie obchodzisz i wiem, że czytasz te szmatławce. - zirytowany wrzucił do zlewu woreczek, który zdążył się w połowie rozmrozić i wyjął z kurtki telefon. Grzebał w nim chwilę, mrucząc coś gniewnie pod nosem, po czym przyłożył aparat do ucha, oczekując na rozmowę. - Cześć Kate, tutaj Chester.
Melody wciągnęła głośno powietrze w płuca i spojrzała na niego zszokowana. Nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem. Zginał i rozluźniał palce lewej ręki, próbując uspokoić nerwy. - Możesz mi wyjaśnić jakim to cudem mam, podobno z tobą dziecko? - rzucił zirytowany i słuchał odpowiedzi. - Kate, może nie rozeszliśmy się w najlepszych relacjach, ale proszę cię, nie zaczynaj wojny ze mną. Wiesz, że to na dobre ci nie wyjdzie. Oboje wiemy, że nie mam z tobą dziecka, a jeśli tobie się poszczęściło i jakiemuś facetowi owe urodziłaś, to gratuluję. Ostrzegam cię jednak i proszę raz jeszcze, nie zaczynaj takich gierek. - przymknął oczy. Po kilku sekundach, bez słowa pożegnania rozłączył się i westchnął. Spojrzał na dziewczynę, która czerwona na twarzy, aż się trzęsła.
- Nie wiedziałam, że wciąż masz jej numer. Często rozmawiacie? - jej ton wręcz ociekał słodyczą.
- Melody, czy ty właśnie słyszałaś chociaż jedno ze słów, które wypowiedziałem, czy dotarło do ciebie tylko to, że rozmawiałem właśnie z nią? Do cholery, co dzisiaj w ciebie wstąpiło?! Mam dość. Taka rozmowa nie ma sensu. - wyminął ją i opuścił mieszkanie, trzaskając drzwiami. Spojrzała przed siebie, gdzie jeszcze przed chwilą stał i przeklęła w myślach. Brawo Mel, jesteś kompletną kretynką.
~*~
Siedziała w salonie na kanapie i czekała na powrót Chestera. Od jego wyjścia minęły już prawie cztery godziny. Telefon zostawił w kuchni, więc nawet nie miała jak się z nim skontaktować. Miała na sobie jego, za dużą o kilka rozmiarów bluzę i obejmowała kolana ramionami, opierając na nich brodę. Na dworze zapadał zmrok. W końcu usłyszała szczęk zamka, zerwała się z sofy i zatrzymała w progu pokoju, patrząc z nadzieją na drzwi. Stanął na przeciwko niej, w odległość niecałych dwóch metrów i zmęczony wpatrywał się w jej twarz. Uśmiechnął się delikatnie i wyciągnął dłoń w jej stronę.
- Chodź tu, wariatko.
Rzuciła się biegiem, wpadając w jego ramiona z impetem, aż oparł się plecami o drzwi. Wtuliła twarz w jego pierś i mocno się do niego przytuliła.
- Przepraszam. Idiotka ze mnie.
- Nie da się ukryć. - rzucił lekko. - Ałć. - syknął, gdy uszczypnęła go w bok.
- Ja też przepraszam, masz rację, że nie powinienem był go bić.
- Dałeś mu chociaż popalić?
- Pf, nie wierzysz we mnie? Fakt faktem, że uderzyłem go tylko raz z zaskoczenia, ale przetrąciłem mu przegrodę nosową. Całe szczęście, że mi nie oddał.
- Mój Rambo. - pocałowała go w szyję. - Oby to był ostatni raz. Żadnej przemocy więcej, jasne?
- Dobrze kotku.
- Przepraszam za tą całą szopkę z Kate. Zachowałam się jak gówniara.
- Nie przepraszaj, oboje wiemy jak ona potrafi namieszać i jak dobrą jest aktorką. Poza tym lubię, gdy jesteś o mnie zazdrosna. - pogłaskał ją po plecach.
- Wcale nie jestem! - oburzyła się, patrząc mu w oczy.
- Jasne, jasne. - cmoknął ją w usta, tym samym ucinając kolejne protesty.
___
Nowy, nowy! Okazało się, że końcowa rozmowa z poprzedniego rozdziału, miała być początkiem tego. Stąd tak krótko. Nie wiem jak ja to przepisywałam :P Macie trochę zgrzytów, żeby nie było, że tak cudownie między nimi ;) Ja za to siadam do pisania tej obiecanej nowej historii. Muszę wymyślić kilka dodatkowych wątków, ale bądźcie dobrej myśli. Może w przyszłym tygodniu pojawi się prolog. Póki co podaję Wam adres ;)
Komentujcie, pozdrawiam!
Usłyszała huk zamykanych drzwi i zmarszczyła brwi, odkładając książkę na stolik. Wstała z łóżka i ruszyła schodami na dół. Chester stał w kuchni, grzebiąc lewą ręką w zamrażalniku. Syknął cicho i odwrócił się w jej stronę. Podskoczył lekko, przestraszony.
- Mel, nie wiem czy robisz to specjalnie, ale serio kiedyś zejdę przez ciebie na zawał.
- Co się stało? - wskazała palcem na jego dłonie. Przykładał mrożone warzywa do kostek prawej ręki. - Miałeś iść tylko do sklepu. - dodała zirytowanym głosem.
- Spotkałem naszego znajomego.
- Kogo?
- Boba. Pamiętasz swojego kolegę?
Uniosła zdziwiona brwi.
- I dlatego masz spuchnięte kostki? - rzuciła z ironią, opierając ręce o biodra.
- Próbowałem mu grzecznie wyjaśnić, że ma się trzymać od ciebie z daleka i że zrobił źle. Ale, że ten tłuk ledwo składa literki, nie mówiąc o rozumieniu złożonych zdań, użyłem łatwiejszego sposobu komunikacji. - posłał jej krzywy uśmiech.
- Czyś ty oszalał?! - spojrzał na nią, marszcząc czoło. - Serio? Używanie przemocy uważasz za środek komunikacji?!
Sapnął, patrząc na nią gniewnie.
- A co niby miałem zrobić? Pozwalać mu cię obrażać? Do cholery bądź rycerzem z bajki, który staje w obronie ukochanej, a i tak będzie źle.
- Rycerzem? Chester czy ty nie pojmujesz, że używanie pięści to nie jest czyn godny pochwały?
- O co ci do cholery chodzi, Mel? Nie możesz mi po prostu podziękować?
- Jeśli myślisz, że będę ci dziękowała za pobicie kogoś to jesteś skończonym idiotą! Ja jakoś się na nikogo z rękoma nie rzucam, chociaż ostatnio powinnam... - w sekundzie zamilkła, odwracając wzrok.
- A to co ma niby znaczyć?
- Nic.
- Melody, proszę cię. Nie wkurwiaj mnie. - wysyczał przez zaciśnięte zęby, przymykając na kilka sekund powieki. - Mów.
- Może powinnam uderzyć ostatnio Kate, którą z małym dzieckiem spotkałam w sklepie. Próbowała mi wmówić, że to twój syn.
- Że kurwa co?! - wrzasnął, mierząc ją wściekłym spojrzeniem. - I nie przyszło ci do głowy, aby mnie o tym poinformować?!
- Po co? - mruknęła, patrząc na swoje dłonie.
- Hmm, pomyślmy po co... - udał, że się zastanawia. - Może po to żebym mógł zareagować?! Po pierwsze nie chcę żeby się do ciebie zbliżała, a po drugie takie plotki są niebezpieczne, gdy gazety piszą o każdym twoim kroku, a ty akurat planujesz ślub!
- Obchodzą cię gazety?
Warknął głośno.
- Nie Mel, ale ty mnie obchodzisz i wiem, że czytasz te szmatławce. - zirytowany wrzucił do zlewu woreczek, który zdążył się w połowie rozmrozić i wyjął z kurtki telefon. Grzebał w nim chwilę, mrucząc coś gniewnie pod nosem, po czym przyłożył aparat do ucha, oczekując na rozmowę. - Cześć Kate, tutaj Chester.
Melody wciągnęła głośno powietrze w płuca i spojrzała na niego zszokowana. Nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem. Zginał i rozluźniał palce lewej ręki, próbując uspokoić nerwy. - Możesz mi wyjaśnić jakim to cudem mam, podobno z tobą dziecko? - rzucił zirytowany i słuchał odpowiedzi. - Kate, może nie rozeszliśmy się w najlepszych relacjach, ale proszę cię, nie zaczynaj wojny ze mną. Wiesz, że to na dobre ci nie wyjdzie. Oboje wiemy, że nie mam z tobą dziecka, a jeśli tobie się poszczęściło i jakiemuś facetowi owe urodziłaś, to gratuluję. Ostrzegam cię jednak i proszę raz jeszcze, nie zaczynaj takich gierek. - przymknął oczy. Po kilku sekundach, bez słowa pożegnania rozłączył się i westchnął. Spojrzał na dziewczynę, która czerwona na twarzy, aż się trzęsła.
- Nie wiedziałam, że wciąż masz jej numer. Często rozmawiacie? - jej ton wręcz ociekał słodyczą.
- Melody, czy ty właśnie słyszałaś chociaż jedno ze słów, które wypowiedziałem, czy dotarło do ciebie tylko to, że rozmawiałem właśnie z nią? Do cholery, co dzisiaj w ciebie wstąpiło?! Mam dość. Taka rozmowa nie ma sensu. - wyminął ją i opuścił mieszkanie, trzaskając drzwiami. Spojrzała przed siebie, gdzie jeszcze przed chwilą stał i przeklęła w myślach. Brawo Mel, jesteś kompletną kretynką.
~*~
Siedziała w salonie na kanapie i czekała na powrót Chestera. Od jego wyjścia minęły już prawie cztery godziny. Telefon zostawił w kuchni, więc nawet nie miała jak się z nim skontaktować. Miała na sobie jego, za dużą o kilka rozmiarów bluzę i obejmowała kolana ramionami, opierając na nich brodę. Na dworze zapadał zmrok. W końcu usłyszała szczęk zamka, zerwała się z sofy i zatrzymała w progu pokoju, patrząc z nadzieją na drzwi. Stanął na przeciwko niej, w odległość niecałych dwóch metrów i zmęczony wpatrywał się w jej twarz. Uśmiechnął się delikatnie i wyciągnął dłoń w jej stronę.
- Chodź tu, wariatko.
Rzuciła się biegiem, wpadając w jego ramiona z impetem, aż oparł się plecami o drzwi. Wtuliła twarz w jego pierś i mocno się do niego przytuliła.
- Przepraszam. Idiotka ze mnie.
- Nie da się ukryć. - rzucił lekko. - Ałć. - syknął, gdy uszczypnęła go w bok.
- Ja też przepraszam, masz rację, że nie powinienem był go bić.
- Dałeś mu chociaż popalić?
- Pf, nie wierzysz we mnie? Fakt faktem, że uderzyłem go tylko raz z zaskoczenia, ale przetrąciłem mu przegrodę nosową. Całe szczęście, że mi nie oddał.
- Mój Rambo. - pocałowała go w szyję. - Oby to był ostatni raz. Żadnej przemocy więcej, jasne?
- Dobrze kotku.
- Przepraszam za tą całą szopkę z Kate. Zachowałam się jak gówniara.
- Nie przepraszaj, oboje wiemy jak ona potrafi namieszać i jak dobrą jest aktorką. Poza tym lubię, gdy jesteś o mnie zazdrosna. - pogłaskał ją po plecach.
- Wcale nie jestem! - oburzyła się, patrząc mu w oczy.
- Jasne, jasne. - cmoknął ją w usta, tym samym ucinając kolejne protesty.
___
Nowy, nowy! Okazało się, że końcowa rozmowa z poprzedniego rozdziału, miała być początkiem tego. Stąd tak krótko. Nie wiem jak ja to przepisywałam :P Macie trochę zgrzytów, żeby nie było, że tak cudownie między nimi ;) Ja za to siadam do pisania tej obiecanej nowej historii. Muszę wymyślić kilka dodatkowych wątków, ale bądźcie dobrej myśli. Może w przyszłym tygodniu pojawi się prolog. Póki co podaję Wam adres ;)
Komentujcie, pozdrawiam!
sobota, 10 maja 2014
Liebster Award
Ok, wcześniej dostałam nominację od † Lady Dark †, teraz od Bennody więc zbiorę to w jednego posta. Nie mam ogółem pojęcia o co w tym wszystkim chodzi, ale dziękuję za nominację i postaram się jakoś temu podołać.
Nominacja do Liebster Awardu jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 blogów oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który cię nominował.
Więc pytania od † Lady Dark † :
1. Ulubiony perkusista?
Shannon Leto. Bez dwóch zdań uwielbiam go za tą zwierzęcość na scenie, miałam okazję widzieć go na żywo w akcji i mam do niego jeszcze większy respekt.
2. Jak wygląda Twój codzienny strój do szkoły?
Skończyłam szkołę 5 lat temu. W pracy mam ubranie robocze ;)
3. Często przeklinasz?
Zależy od otoczenia, towarzystwa i sytuacji. Ale lubię sobie czasami taką soczystą urwę rzucić.
4. Czy jesteś od czegoś uzależniona?
Tak, od telefonu i czytania.
5. Ile masz wzrostu?
169 cm.
6. Dlaczego zdecydowałaś się na pisanie bloga?
Żeby znaleźć oderwania od rzeczywistości i przelać to co mi nie dawało spać po nocach.
7. Ulubione perfumy?
Puma Jamaica, Dolce Vita - Dior, Paris Hilton.
8. Jaki jest Twój talizman/talizmany na szczęście?
Kurcze, właściwie to nie mam. Nie rozstaję się z moim pierścionkiem pająkiem i z moją marsową triadą, może to w pewien sposób moje talizmany.
9. Czego najbardziej nie lubisz w ludziach?
Dwulicowości.
10. Wymarzone miejsce na oświadczyny?
Już jestem w sumie po oświadczynach, ale jakbym miała sobie wymarzyć jakieś miejsce? Zachód słońca nad morzem.
11. Bez jakiego kosmetyku nie potrafisz żyć?
Tusz do rzęs.
Pytania od Bennody:
1.Czy pisząc opowiadanie, wzorujesz się na konkretnych wspomnieniach z własnego życia?
Tak po części. Wiele sytuacji i emocji, które opisuję towarzyszą mi w życiu codziennym lub są wspomnieniami.
2.Twój ulubiony cytat to...?
Cholera, ale wymyśliłaś :P Na chwilę obecną przychodzi mi do głowy "Jest jak jest, nie jak powinno być" Indios Bravos. Nic innego na szybko nie wymyślę :P
3.Czego najbardziej się boisz?
Bólu, duchów i pająków.
4.Czym się brzydzisz?
Kłamstwem, zdradą i robactwem.
5.Czym się interesujesz?
Pisaniem, muzyką, fotografią i dobrym filmem.
6.Istnieje miejsce, w którym chciałabyś się teraz znaleźć?
Mhm. Jakieś ciepłe wyspy by się przydały. Nie pogardziłabym też Los Angeles lub Hiszpanią.
7.Inspirowałaś którąś z postaci występujących w Twoim opowiadaniu na kimś, kogo faktycznie znasz?
Tak, głównie sobą, ale też kilkoma innymi osobami z mojego otoczenia. Niektóre ich cechy można znaleźć u moich bohaterów.
8.Kto lub co ma największy wpływ na Twoją twórczość?
Życie i codzienność. Problemy z którymi każdy z nas musi się zmierzyć, wcześniej lub później.
9.Jaka jest Twoja ulubiona płyta?
Nie potrafię wskazać jednej. Jest mnóstwo świetnych wykonawców, których muzykę sobie cenię. Więc wybacz, ale nie odpowiem na to pytanie, bo zwyczajnie nie potrafię.
10.Masz jakieś dziwne nawyki?
Dziwne? Nie jem cebuli i zawsze ją wybieram z potraw. Może być jako dziwne? :P
11.Jak oceniasz swoją twórczość?
Nie mi ją oceniać. Pozostawiam to w rękach czytelników. Jednakże zawsze twierdzę, że mogło być lepiej.
Ja pozwolę sobie nominować tylko kilka blogów, nie udźwignę aż 11.
Więc:
1.http://little-things-from-the-notebook.blogspot.com/
2.http://i-lose-my-mind.blogspot.com/
3.http://our-untraveled-roads.blogspot.com/
4.http://s-o-l-d-i-e-r-s.blogspot.com
5.http://opowiadanialinkinpark2.blogspot.com/
6.http://waiting-for-the-end-to-come.blogspot.com/
Pytania ode mnie:
1.W czym szukasz inspiracji do pisania?
2.Którego ze swoich bohaterów lubisz najbardziej / najłatwiej ci się wcielić w jego postać?
3.Jak spędzasz wolny czas poza pisaniem?
4.Film lub książka, która na zawsze zmieniła twój sposób patrzenia na pewne sprawy.
5.Jakiego artystę szanujesz za jego twórczość?
6.Gdybyś mogła kim chciałabyś być chociaż przez jeden dzień?
7.Miejsce, które chcesz odwiedzić chociaż raz przed śmiercią?
8.W jaki sposób radzisz sobie z problemami.
9.Potrafisz powiedzieć komuś prosto w oczy nawet najgorszą prawdę?
10.Wybierz jednego z nieżyjących lub nieistniejących już muzyków/zespołów, które chciałabyś usłyszeć na żywo.
11.Idealna randka?
Niezbyt to wyszukane, ale jest prawie północ, a ja niedawno wróciłam z pracy.
Nowy rozdział powinien pojawić się w okolicach wtorku. Przypominam jednak, że w czwartek pojawił się 18 rozdział.
Pozdrawiam, VampireSoul :)
Nominacja do Liebster Awardu jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 blogów oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który cię nominował.
Więc pytania od † Lady Dark † :
1. Ulubiony perkusista?
Shannon Leto. Bez dwóch zdań uwielbiam go za tą zwierzęcość na scenie, miałam okazję widzieć go na żywo w akcji i mam do niego jeszcze większy respekt.
2. Jak wygląda Twój codzienny strój do szkoły?
Skończyłam szkołę 5 lat temu. W pracy mam ubranie robocze ;)
3. Często przeklinasz?
Zależy od otoczenia, towarzystwa i sytuacji. Ale lubię sobie czasami taką soczystą urwę rzucić.
4. Czy jesteś od czegoś uzależniona?
Tak, od telefonu i czytania.
5. Ile masz wzrostu?
169 cm.
6. Dlaczego zdecydowałaś się na pisanie bloga?
Żeby znaleźć oderwania od rzeczywistości i przelać to co mi nie dawało spać po nocach.
7. Ulubione perfumy?
Puma Jamaica, Dolce Vita - Dior, Paris Hilton.
8. Jaki jest Twój talizman/talizmany na szczęście?
Kurcze, właściwie to nie mam. Nie rozstaję się z moim pierścionkiem pająkiem i z moją marsową triadą, może to w pewien sposób moje talizmany.
9. Czego najbardziej nie lubisz w ludziach?
Dwulicowości.
10. Wymarzone miejsce na oświadczyny?
Już jestem w sumie po oświadczynach, ale jakbym miała sobie wymarzyć jakieś miejsce? Zachód słońca nad morzem.
11. Bez jakiego kosmetyku nie potrafisz żyć?
Tusz do rzęs.
Pytania od Bennody:
1.Czy pisząc opowiadanie, wzorujesz się na konkretnych wspomnieniach z własnego życia?
Tak po części. Wiele sytuacji i emocji, które opisuję towarzyszą mi w życiu codziennym lub są wspomnieniami.
2.Twój ulubiony cytat to...?
Cholera, ale wymyśliłaś :P Na chwilę obecną przychodzi mi do głowy "Jest jak jest, nie jak powinno być" Indios Bravos. Nic innego na szybko nie wymyślę :P
3.Czego najbardziej się boisz?
Bólu, duchów i pająków.
4.Czym się brzydzisz?
Kłamstwem, zdradą i robactwem.
5.Czym się interesujesz?
Pisaniem, muzyką, fotografią i dobrym filmem.
6.Istnieje miejsce, w którym chciałabyś się teraz znaleźć?
Mhm. Jakieś ciepłe wyspy by się przydały. Nie pogardziłabym też Los Angeles lub Hiszpanią.
7.Inspirowałaś którąś z postaci występujących w Twoim opowiadaniu na kimś, kogo faktycznie znasz?
Tak, głównie sobą, ale też kilkoma innymi osobami z mojego otoczenia. Niektóre ich cechy można znaleźć u moich bohaterów.
8.Kto lub co ma największy wpływ na Twoją twórczość?
Życie i codzienność. Problemy z którymi każdy z nas musi się zmierzyć, wcześniej lub później.
9.Jaka jest Twoja ulubiona płyta?
Nie potrafię wskazać jednej. Jest mnóstwo świetnych wykonawców, których muzykę sobie cenię. Więc wybacz, ale nie odpowiem na to pytanie, bo zwyczajnie nie potrafię.
10.Masz jakieś dziwne nawyki?
Dziwne? Nie jem cebuli i zawsze ją wybieram z potraw. Może być jako dziwne? :P
11.Jak oceniasz swoją twórczość?
Nie mi ją oceniać. Pozostawiam to w rękach czytelników. Jednakże zawsze twierdzę, że mogło być lepiej.
Ja pozwolę sobie nominować tylko kilka blogów, nie udźwignę aż 11.
Więc:
1.http://little-things-from-the-notebook.blogspot.com/
2.http://i-lose-my-mind.blogspot.com/
3.http://our-untraveled-roads.blogspot.com/
4.http://s-o-l-d-i-e-r-s.blogspot.com
5.http://opowiadanialinkinpark2.blogspot.com/
6.http://waiting-for-the-end-to-come.blogspot.com/
Pytania ode mnie:
1.W czym szukasz inspiracji do pisania?
2.Którego ze swoich bohaterów lubisz najbardziej / najłatwiej ci się wcielić w jego postać?
3.Jak spędzasz wolny czas poza pisaniem?
4.Film lub książka, która na zawsze zmieniła twój sposób patrzenia na pewne sprawy.
5.Jakiego artystę szanujesz za jego twórczość?
6.Gdybyś mogła kim chciałabyś być chociaż przez jeden dzień?
7.Miejsce, które chcesz odwiedzić chociaż raz przed śmiercią?
8.W jaki sposób radzisz sobie z problemami.
9.Potrafisz powiedzieć komuś prosto w oczy nawet najgorszą prawdę?
10.Wybierz jednego z nieżyjących lub nieistniejących już muzyków/zespołów, które chciałabyś usłyszeć na żywo.
11.Idealna randka?
Niezbyt to wyszukane, ale jest prawie północ, a ja niedawno wróciłam z pracy.
Nowy rozdział powinien pojawić się w okolicach wtorku. Przypominam jednak, że w czwartek pojawił się 18 rozdział.
Pozdrawiam, VampireSoul :)
czwartek, 8 maja 2014
18. Some people have to be permanently together.
Znajdując się już w Crane, położonym nad Atlantykiem, z lotniska taksówką udali się do miejsca zakwaterowania. Dzięki, nie da się ukryć, licznym znajomościom Chaza, udało im się zająć śliczny apartament w hotelu, który posiadał własną plażę. Plusem było też to, że poza nimi i właścicielami, znajdowało się tam tylko starsze małżeństwo z Niemiec. Spokój i prywatność to to, czego teraz potrzebowali najbardziej. Pogoda na Barbadosie przywitała ich upałem i gorącymi podmuchami powietrza. Nawet mimo wczesnego wieczoru temperatura była wysoka. Dlatego też pierwszą rzeczą jaką zrobili po zameldowaniu było przebranie się, zabranie ręczników i spacer na plażę. Tak, miejsce gdzie mogli być tylko we dwójkę bez zbędnych tłumów okazało się tym czego potrzebowali. Ich prywatnym rajem na ziemi. Błękit oceanu, lekko zaróżowione niebo i słońce chylące się ku horyzontowi. Chester otworzył scyzorykiem wino, które kupili i podał dziewczynie butelkę.
- Zapomnieliśmy kieliszków. - wzruszył ramionami, mrużąc lekko oczy i uśmiechając się leniwie. Usiadł za nią i objął ją w pasie, a ona oparła się plecami o jego nagi tors.
- Pamiętasz jak piliśmy pierwszy raz alkohol?
- Nie zapomnę, bo musiałem cię prawie nieść do domu. Wypiłaś pół butelki piwa na starym placu zabaw w parku i nie wiedziałaś jak się nazywasz. - parsknął śmiechem.
- Miałam jedenaście lat Chazy. A podkradanie alkoholu twojemu dziadkowi było jednym z najgłupszych pomysłów na jakie się zgodziłam.
- Oj tam, przesadzasz. Fajnie było.
- Tak, szczególnie później, gdy paliliśmy marihuanę na dachu garażu twojego ojca, który o mało nas nie przyłapał, a ja prawie połamałam sobie nogę złażąc stamtąd.
- Noo, przyznam, że to było trochę mniej zabawne. - wciąż cicho chichotał pod nosem.
- Jesteś czarnym charakterem. Ściągnąłeś mnie na złą drogę. - uszczypnęła go w udo.
- I źle ci na niej?
- Ani trochę. - parsknęła i upiła kolejny łyk prosto z butelki. - Dziękuję, że mnie namówiłeś na ten wyjazd. Ślicznie tu.
Pocałował ją w kark.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Myślałaś już gdzie wybierzemy się na nasz miesiąc miodowy?
- To brzmi tak oklepanie. Miesiąc miodowy. Że niby ma być tak słodko? Ale od miodu, aż mdli. Dlaczego nie na przykład miesiąc czekoladowy? I dlaczego akurat miesiąc? Nie można mówić o czekoladowym życiu? - zamyśliła się, patrząc w dal. - Zjadłabym czekoladę.
Chester roześmiał się całym sobą i podparł jedną ręką, by nie runąć na plecy.
- Chyba komuś tu się okres zbliża, co?
Odchyliła głowę na jego bark, wzdychając.
- Nooo...
- Myszko możemy to nazywać jak nam się podoba. To nasze życie. Może być czekoladowe, budyniowe, cukierkowe i jakie tylko sobie wymyślisz. Pod warunkiem, że dodamy do niego odrobinę papryczki chilli i garstkę soli, dla równowagi.
- Pasuje.
- A czekoladę dostaniesz jak wrócimy do hotelu. I truskawki. Może być?
- Mówiłam ci już, że cię kocham? Truskawki brzmią bosko. - uśmiechnęła się szeroko, odwracając głowę w jego stronę.
- Masz ochotę popływać? Woda pewnie jest ciepła.
Kiwnęła głową i dzięki jego pomocy, wstała. Zrzuciła z siebie krótką zieloną sukienkę i położyła na ręczniku. Została w dwuczęściowym stroju, w delikatny wzór brązowej panterki. Chester widząc ją na tle zachodzącego słońca, z wiatrem tańczącym w jej włosach, wiedział, że zapamięta ten widok do końca życia. Podał jej dłoń i pociągnął w stronę brzegu. Gdy fala obmyła im stopy i łydki dziewczyna pisnęła i zrobiła trzy kroki w tył.
- Zimna! - zgromiła go wzrokiem, ignorując rozbawienie na jego twarzy i to, że stał już po kolana w wodzie.
- Nie marudź, jest świetna. No chodź.
Pokręciła przecząco głową.
- Mel, chodź. - nachylił się, nabierając trochę wody w złączone dłonie i uśmiechnął się groźnie. Spojrzała na niego nieufnie.
- Nawet nie myśl o tym, o czym teraz myślisz Chester, albo dzisiaj śpisz sam.
- No to nie daj się prosić. Chodź, wejdziemy powolutku razem, dobrze?
Skinęła głową i pozwoliła się objąć i powoli prowadzić. Gdy woda sięgała im do ud, poczuła szarpnięcie i po chwili zanurkowała pod wodą. Wnurzyła się, krztusząc i łapiąc spazmatycznie powietrze.
- Bennington! Jesteś martwy! Jak cię tylko dorwę w swoje ręce, to urwę ci to co nie odrasta!
Mężczyzna stał w bezpiecznej odległości, zaśmiewając się do łez. Jedną ręką trzymał się za brzuch, drugą zaś złapał się za kroczę.
- Myślę, że możesz mieć z tego jeszcze pożytek. Nie pozbawiaj mnie moich klejnotów. - wyjąkał między kolejnymi wybuchami śmiechu. Fuknęła cicho i zawracając na pięcie, ruszyła w kierunku brzegu.
- Melody, no przepraszam!
Wciąż nie reagowała. Złapała sukienkę, zarzucając ją na mokre ciało i skierowała się w stronę hotelu. Ruszył za nią, zbierając po drodze ręczniki i butelkę.
- Kochanie przepraszam. - na ustach wciąż miał niepoprawnie szeroki uśmiech. Wchodząc do głównego holu, pomachał ręką właścicielce i w dalszym ciągu podążał dwa kroki za dziewczyną. Weszła do pokoju i trzasnęła mu drzwiami przed nosem. Parsknął cicho i zapukał delikatnie. Usłyszał tylko kolejny trzask drzwi, pewnie od łazienki. Pokręcił rozbawiony głową i zszedł na dół. Po kolejnych dziesięciu minutach znów stanął pod pokojem numer sześć i stuknął trzy razy w drzwi.
- Meeeeloooodyyy. - rzucił śpiewnie. Cisza.
- Meeel, kochanie mam czekoladę i truskawki. - wyszczerzył się, słysząc odgłos przekręcanego zamka, by zaraz zrobić pełną skruchy minę, gdy stanęła w progu, odbierając od niego miseczkę ze świeżymi owocami.
- Może na zgodę skorzystamy z jacuzzi? Tam woda jest ciepła i obiecuję, że będę grzeczny.
- I tak śpisz dzisiaj sam. - mruknęła, odwracając się do niego plecami i wchodząc do apartamentu.
- Taa, jasne. - szepnął cicho pod nosem, tak by nie słyszała i uniósł do góry kącik ust.
~*~
Spędzili te trzy dni relaksując się, kochając na plaży, odpoczywając, całując i po prostu będąc razem. Tego im było trzeba w tym ciągłym biegu i stresie organizacyjnym. Odnaleźli radość w swojej obecności i nic więcej poza tym nie było ważne. Świeże owoce, plaża, ocean, zapach bryzy i szum palm. Mogliby tam zostać na zawsze, ale pora wracać do rzeczywistości. Jedyne czego byli pewni to, że nie ważne co los im rzuci pod nogi, razem przeskoczą każdą przeszkodę.
Po powrocie do lekko zachmurzonego Miasta Aniołów, zastali kilkanaście nieodebranych połączeń. Chyba nikt tak do końca nie wierzył, że nie wezmą ze sobą telefonów. Mel zajęła się bagażami, a Chester oddzwonił do Mike'a. Po chwili usłyszał płacz dziecka i zmęczony głos przyjaciela.
- Nie chciej dzieci. To nic więcej jak płacz, kupa, bezsenność i jeszcze więcej kupy. Wspominałem o bezsenności?
- Widzę, że już masz dość tatusiowania. - zaśmiał się ironicznie.
- Nie! Otis jest cudowny. Po prostu jestem wykończony. Nie pamiętam kiedy przespałem całą noc. Nawet gram mu kołysanki, ale to nic nie daje.
- Może puść mu którąś z naszych płyt.
- Zwariowałeś.
Parsknął śmiechem.
- Takie uroki rodzicielstwa, panie Shinoda. Doceń bardziej swoich rodziców, bo teraz wiesz co mieli z tobą.
- Dobra, dobra, nie baw się w mędrca. Ty lepiej mów jak tam Barbados.
- Cu - do - wnie! Tego potrzebowaliśmy, bez dwóch zdań. Teraz musimy ruszyć pełną parą z resztą przygotowań.
- My za to planujemy chrzciny za trzy tygodnie. Pamiętasz, że masz odegrać w tym dość ważną rolę?
- Nie rób ze mnie idioty. Jasne, że pamiętam.
- Zdzwonimy się, lecę wykąpać Otisa. Do później!
Pokręcił lekko głową, rozbawiony i ruszył do sypialni by pomóc Mel. A może i trochę jej poprzeszkadzać.
_____
Ok. Jest kolejny. Wybaczcie, że nie rozpisywałam się z tym Barbadosem, ale nie chciałam robić z tego masła maślanego, ruszcie główkami i wyobraźcie sobie co mogli tam robić. ;)
Tak poza tym, mam dla Was dobrą (chyba...) wiadomość. Otóż, zaczęłam pisać kolejne opowiadanie! Też o tematyce LP. Mam póki co prolog, rozdział pierwszy i kawałek drugiego. Póki nie skończę z tym opowiadaniem i nie będę miała napisanych przynajmniej 6 rozdziałów w tym nowym, to nie będę publikowała. Ale mam dużo pomysłów i czekam tylko, aż od przyszłego tygodnia zacznę poranną zmianę i będę miała czas żeby pisać. Więc bądźcie cierpliwe :)
Pozdrawiam, komentujcie!
- Zapomnieliśmy kieliszków. - wzruszył ramionami, mrużąc lekko oczy i uśmiechając się leniwie. Usiadł za nią i objął ją w pasie, a ona oparła się plecami o jego nagi tors.
- Pamiętasz jak piliśmy pierwszy raz alkohol?
- Nie zapomnę, bo musiałem cię prawie nieść do domu. Wypiłaś pół butelki piwa na starym placu zabaw w parku i nie wiedziałaś jak się nazywasz. - parsknął śmiechem.
- Miałam jedenaście lat Chazy. A podkradanie alkoholu twojemu dziadkowi było jednym z najgłupszych pomysłów na jakie się zgodziłam.
- Oj tam, przesadzasz. Fajnie było.
- Tak, szczególnie później, gdy paliliśmy marihuanę na dachu garażu twojego ojca, który o mało nas nie przyłapał, a ja prawie połamałam sobie nogę złażąc stamtąd.
- Noo, przyznam, że to było trochę mniej zabawne. - wciąż cicho chichotał pod nosem.
- Jesteś czarnym charakterem. Ściągnąłeś mnie na złą drogę. - uszczypnęła go w udo.
- I źle ci na niej?
- Ani trochę. - parsknęła i upiła kolejny łyk prosto z butelki. - Dziękuję, że mnie namówiłeś na ten wyjazd. Ślicznie tu.
Pocałował ją w kark.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Myślałaś już gdzie wybierzemy się na nasz miesiąc miodowy?
- To brzmi tak oklepanie. Miesiąc miodowy. Że niby ma być tak słodko? Ale od miodu, aż mdli. Dlaczego nie na przykład miesiąc czekoladowy? I dlaczego akurat miesiąc? Nie można mówić o czekoladowym życiu? - zamyśliła się, patrząc w dal. - Zjadłabym czekoladę.
Chester roześmiał się całym sobą i podparł jedną ręką, by nie runąć na plecy.
- Chyba komuś tu się okres zbliża, co?
Odchyliła głowę na jego bark, wzdychając.
- Nooo...
- Myszko możemy to nazywać jak nam się podoba. To nasze życie. Może być czekoladowe, budyniowe, cukierkowe i jakie tylko sobie wymyślisz. Pod warunkiem, że dodamy do niego odrobinę papryczki chilli i garstkę soli, dla równowagi.
- Pasuje.
- A czekoladę dostaniesz jak wrócimy do hotelu. I truskawki. Może być?
- Mówiłam ci już, że cię kocham? Truskawki brzmią bosko. - uśmiechnęła się szeroko, odwracając głowę w jego stronę.
- Masz ochotę popływać? Woda pewnie jest ciepła.
Kiwnęła głową i dzięki jego pomocy, wstała. Zrzuciła z siebie krótką zieloną sukienkę i położyła na ręczniku. Została w dwuczęściowym stroju, w delikatny wzór brązowej panterki. Chester widząc ją na tle zachodzącego słońca, z wiatrem tańczącym w jej włosach, wiedział, że zapamięta ten widok do końca życia. Podał jej dłoń i pociągnął w stronę brzegu. Gdy fala obmyła im stopy i łydki dziewczyna pisnęła i zrobiła trzy kroki w tył.
- Zimna! - zgromiła go wzrokiem, ignorując rozbawienie na jego twarzy i to, że stał już po kolana w wodzie.
- Nie marudź, jest świetna. No chodź.
Pokręciła przecząco głową.
- Mel, chodź. - nachylił się, nabierając trochę wody w złączone dłonie i uśmiechnął się groźnie. Spojrzała na niego nieufnie.
- Nawet nie myśl o tym, o czym teraz myślisz Chester, albo dzisiaj śpisz sam.
- No to nie daj się prosić. Chodź, wejdziemy powolutku razem, dobrze?
Skinęła głową i pozwoliła się objąć i powoli prowadzić. Gdy woda sięgała im do ud, poczuła szarpnięcie i po chwili zanurkowała pod wodą. Wnurzyła się, krztusząc i łapiąc spazmatycznie powietrze.
- Bennington! Jesteś martwy! Jak cię tylko dorwę w swoje ręce, to urwę ci to co nie odrasta!
Mężczyzna stał w bezpiecznej odległości, zaśmiewając się do łez. Jedną ręką trzymał się za brzuch, drugą zaś złapał się za kroczę.
- Myślę, że możesz mieć z tego jeszcze pożytek. Nie pozbawiaj mnie moich klejnotów. - wyjąkał między kolejnymi wybuchami śmiechu. Fuknęła cicho i zawracając na pięcie, ruszyła w kierunku brzegu.
- Melody, no przepraszam!
Wciąż nie reagowała. Złapała sukienkę, zarzucając ją na mokre ciało i skierowała się w stronę hotelu. Ruszył za nią, zbierając po drodze ręczniki i butelkę.
- Kochanie przepraszam. - na ustach wciąż miał niepoprawnie szeroki uśmiech. Wchodząc do głównego holu, pomachał ręką właścicielce i w dalszym ciągu podążał dwa kroki za dziewczyną. Weszła do pokoju i trzasnęła mu drzwiami przed nosem. Parsknął cicho i zapukał delikatnie. Usłyszał tylko kolejny trzask drzwi, pewnie od łazienki. Pokręcił rozbawiony głową i zszedł na dół. Po kolejnych dziesięciu minutach znów stanął pod pokojem numer sześć i stuknął trzy razy w drzwi.
- Meeeeloooodyyy. - rzucił śpiewnie. Cisza.
- Meeel, kochanie mam czekoladę i truskawki. - wyszczerzył się, słysząc odgłos przekręcanego zamka, by zaraz zrobić pełną skruchy minę, gdy stanęła w progu, odbierając od niego miseczkę ze świeżymi owocami.
- Może na zgodę skorzystamy z jacuzzi? Tam woda jest ciepła i obiecuję, że będę grzeczny.
- I tak śpisz dzisiaj sam. - mruknęła, odwracając się do niego plecami i wchodząc do apartamentu.
- Taa, jasne. - szepnął cicho pod nosem, tak by nie słyszała i uniósł do góry kącik ust.
~*~
Spędzili te trzy dni relaksując się, kochając na plaży, odpoczywając, całując i po prostu będąc razem. Tego im było trzeba w tym ciągłym biegu i stresie organizacyjnym. Odnaleźli radość w swojej obecności i nic więcej poza tym nie było ważne. Świeże owoce, plaża, ocean, zapach bryzy i szum palm. Mogliby tam zostać na zawsze, ale pora wracać do rzeczywistości. Jedyne czego byli pewni to, że nie ważne co los im rzuci pod nogi, razem przeskoczą każdą przeszkodę.
Po powrocie do lekko zachmurzonego Miasta Aniołów, zastali kilkanaście nieodebranych połączeń. Chyba nikt tak do końca nie wierzył, że nie wezmą ze sobą telefonów. Mel zajęła się bagażami, a Chester oddzwonił do Mike'a. Po chwili usłyszał płacz dziecka i zmęczony głos przyjaciela.
- Nie chciej dzieci. To nic więcej jak płacz, kupa, bezsenność i jeszcze więcej kupy. Wspominałem o bezsenności?
- Widzę, że już masz dość tatusiowania. - zaśmiał się ironicznie.
- Nie! Otis jest cudowny. Po prostu jestem wykończony. Nie pamiętam kiedy przespałem całą noc. Nawet gram mu kołysanki, ale to nic nie daje.
- Może puść mu którąś z naszych płyt.
- Zwariowałeś.
Parsknął śmiechem.
- Takie uroki rodzicielstwa, panie Shinoda. Doceń bardziej swoich rodziców, bo teraz wiesz co mieli z tobą.
- Dobra, dobra, nie baw się w mędrca. Ty lepiej mów jak tam Barbados.
- Cu - do - wnie! Tego potrzebowaliśmy, bez dwóch zdań. Teraz musimy ruszyć pełną parą z resztą przygotowań.
- My za to planujemy chrzciny za trzy tygodnie. Pamiętasz, że masz odegrać w tym dość ważną rolę?
- Nie rób ze mnie idioty. Jasne, że pamiętam.
- Zdzwonimy się, lecę wykąpać Otisa. Do później!
Pokręcił lekko głową, rozbawiony i ruszył do sypialni by pomóc Mel. A może i trochę jej poprzeszkadzać.
_____
Ok. Jest kolejny. Wybaczcie, że nie rozpisywałam się z tym Barbadosem, ale nie chciałam robić z tego masła maślanego, ruszcie główkami i wyobraźcie sobie co mogli tam robić. ;)
Tak poza tym, mam dla Was dobrą (chyba...) wiadomość. Otóż, zaczęłam pisać kolejne opowiadanie! Też o tematyce LP. Mam póki co prolog, rozdział pierwszy i kawałek drugiego. Póki nie skończę z tym opowiadaniem i nie będę miała napisanych przynajmniej 6 rozdziałów w tym nowym, to nie będę publikowała. Ale mam dużo pomysłów i czekam tylko, aż od przyszłego tygodnia zacznę poranną zmianę i będę miała czas żeby pisać. Więc bądźcie cierpliwe :)
Pozdrawiam, komentujcie!
sobota, 3 maja 2014
17. Let your spirit fly where we are one, just for a little fun.
Godzinę później siedzieli razem na korytarzu, pijąc okropną kawę z automatu. Chester obdzwonił chłopaków z zespołu i obiecał, że da im znać jak będzie już po wszystkim, żeby nie robili niepotrzebnego tłumu. Pokręcił się na niewygodnym, plastikowym krzesełku i przymknął oczy, opierając głowę o ścianę. Melody spacerowała powoli wzdłuż korytarza. Liczył w myślach jej kroki. Raz, dwa, trzy, cztery... Doliczył do sześćdziesięciu trzech, gdy opadła na krzesełko obok niego. Sapnęła cicho i zaczęła wystukiwać stopami jakiś rytm.
- Długo to będzie trwało? Nie znoszę tak czekać.
- Mel, cierpliwości.
- Nie lubię. - mruknęła jak mała dziewczynka.
Roześmiał się cicho i dopił kawę do końca.
- Poczytaj sobie jakieś ulotki, czy coś.
- Taa, o tym jak pielęgnować ciążę, czy przewijać niemowlę?
- Przyda ci się na przyszłość. Chyba urodzisz mi kiedyś słodkiego bobaska, co?
- Oszalałeś. Sam sobie rodź.
- Czyli, że co? Nie chcesz mieć dzieci? - zerknął na nią zaciekawiony. Na końcu korytarza, rozległ się głośny płacz dziecka, skrzywiła się mimowolnie.
- Chcę, ale jakoś myślenie o tym w takim miejscu mnie nie nastraja.
- Wrócimy do tej rozmowy. - wytknął jej język.
Zamilkli na kilka minut. Melody skupiła spojrzenie na białej plamce, na środku błękitnej ściany. Po chwili warknęła zirytowana.
- Zwariuję tu.
Drzwi sali obok otworzyły się i wyszedł z nich lekarz, a zaraz za nim blady Mike z wyraźnym szokiem w oczach. Chester zerwał się na równe nogi i złapał go za ramiona.
- Mike? Mike, wszystko gra? - potrząsnął nim lekko. Na twarzy rapera zaczął się kształtować ogromny uśmiech.
- Mam syna. Urodził mi się syn. - przytulił go mocno, śmiejąc się radośnie.
- Gratuluję!
Obok stanęła Melody i położyła mu dłoń na ramieniu, uśmiechając się szeroko.
- Mogę zobaczyć mojego chrześniaka?
- Zawołają mnie jak już będzie gotowy. Żebyś ty słyszał ten wrzask. Jest lepszy od ciebie. Jak podrośnie to wykopię cię z zespołu.
Cała trójka wybuchnęła śmiechem. Dziewczyna wyjęła swojemu narzeczonemu telefon z kieszeni spodni i odeszła na bok, by do wszystkich zadzwonić. Dwadzieścia minut później odwiedzili wykończoną, ale szczęśliwą Annę, z małym zawiniątkiem przy piersi. Podała dziecko ostrożnie swojemu mężowi i uśmiechnęła z wdzięcznością. Mike delikatnie ułożył sobie małego na rękach, podtrzymując mu główkę dłonią. Chłopczyk miał jasną cerę, wciąż lekko zaróżowioną i ogromne, ciemne oczy, które odpowiednią barwę miały nabrać dopiero za jakiś czas. Patrzył uważnie, zaciekawiony na swojego tatę, uśmiechając się słodko i wkładając piąstkę do ust. Shinoda pociągnął nosem, starając się opanować wzruszenie.
- Otis. Witaj na świecie synku. - szepnął cicho i pocałował go w czoło.
Chester i Melody, zostawili świeżo upieczonych rodziców i wrócili do domu na noc. Obiecali wrócić razem z resztą ekipy rano, gdy pierwsze emocje opadną.
Leżąc już w łóżku, mężczyzna wznowił wcześniejszą rozmowę.
- Więc czemu masz tak negatywne podejście do ciąży?
- Czemu negatywne? Po prostu nie umiem sobie wyobrazić jak okropny to musi być ból, wypchnąć z siebie coś tak dużego. - gestykulowała żywo. - Ty przy tym za dużo do roboty nie masz. To ja później jestem ograniczoną słonicą przez dziewięć miesięcy i to ja muszę później przeżywać torturę.
- To mam rozumieć, że chcesz mieć dzieci czy nie? - westchnął ciężko, zaplatając ręce pod głową.
- Oczywiście, że chcę. Tylko nie sądzisz, że to się dzieje trochę za szybko?
- Mel, zaraz nam stuknie trzydziestka. To jest odpowiedni moment. Co innego gdybyśmy znali się od wczoraj, ale przecież tak nie jest.
- Co żeś się tak uczepił nagle? Zazdrościsz im, czy o co ci chodzi? - burknęła zirytowana.
- Skarbie po prostu chcę stworzyć z tobą rodzinę. Nie mówię przecież, że już rozbieraj się, zrobimy sobie dzieciaka, a ja sobie później pojadę w trasę i zostawię cię z tym samą. Chcę wiedzieć jakie masz do tego podejście. Jeśli nie chcesz rodzić, możemy się zastanowić nad adopcją. Po prostu warto to przemyśleć i porozmawiać.
- Chazy, póki co mamy na głowie ślub. Zostało nam półtora miesiąca, a jeszcze z wieloma sprawami jesteśmy w kropce. Wciąż nie dostałam odpowiedzi od kilku osób i czekam cały czas na telefon z kwiaciarni. Załatwiłeś chociaż salę?
- Melody uspokój się. - złapał ją za dłoń i przyciągnął do siebie. Położyła głowę na jego piersi, obejmując go w pasie. - Nie możesz podchodzić do wszystkiego z takimi nerwami. Na wszystko jest czas. Sala jest zamówiona, tak samo jak zespół i katering. Zwolnij trochę. To ma być szczęśliwy dzień, a jak tak dalej pójdzie to dostaniesz zawału. - pocałował ją w czubek głowy, gładząc delikatnie po plecach. - Może zrobimy sobie trzy dni wolnego, hm? Polecimy na Karaiby? Plaża, ocean, drinki. Wrócimy we wtorek wieczorem.
- Kusisz, ale nie wiem czy dostanę wolne.
- Przecież poradzą sobie w redakcji przez dwa dni. - żachnął się. - Zresztą możesz edytować teksty na laptopie. Albo powiesz, że jesteś chora i musisz zostać w domu, a tak naprawdę znikniemy dla całego świata. Dobrze ci to zrobi kotku. A kilka spraw związanych z weselem możemy przecież powierzyć Robowi, czy Joe. Zgadzasz się?
- Nie potrafię odmówić. Karaiby są zbyt kuszące. - uśmiechnęła się rozmarzona.
Wstał z łóżka i przeszedł boso do pokoju obok, by zaraz wrócić z laptopem. Zarezerwował dwa bilety na jutrzejszy popołudniowy lot na Barbados. Chwila odpoczynku od zgiełku miasta i życia w biegu przez ostatnie kilka tygodni, jak najbardziej im się należy. Rano Melody zadzwoniła do swojego szefa, informując, że jutro i pojutrze nie pojawi się w redakcji. Mimo iż nie było mu to na rękę, zgodził się. Udali się do szpitala, wcześniej kupując w kwiaciarni kolorowe tulipany dla Anny i balona w kształcie niebieskiego jednorożca, na widok którego Mike komicznie przewrócił oczami. W sali, do której została przeniesiona Ann, było już kilka osób, a pielęgniarki dostawiły stolik pod oknem, gdzie stało już kilka bukietów. Chester przywiązał balon do poręczy łóżka, a ten delikatnie falował pod sufitem. Otis spał obok mamy, zawinięty w fioletowy kocyk w księżyce. Na brzegu łóżka, jakby pilnując by mały nie spadł, siedział Mike z tym idiotycznym uśmiechem szczęśliwego człowieka. Wszyscy w pomieszczeniu zresztą obserwowali niemowlę z wyraźnym rozczuleniem na twarzy. W okolicach godziny jedenastej, Chester z Melody udali się do domu by spakować się na podróż. Gdy poinformowali przyjaciół, że znikają z LA, dokładnie na Karaiby na trzy dni, wszyscy wydali zgodny pomruk zazdrości. Para tuż przed wyjściem z domu zostawiła telefony na stole. Nikt nie miał prawa im przeszkadzać w trakcie tego krótkiego urlopu, a najlepszym sposobem na to, było po prostu nie zabierać komórek ze sobą. Czekając na lotnisku na odprawę, uśmiechali się do siebie delikatnie. Wsiadając do samolotu, Chaz pocałował kobietę w usta.
- Gotowa?
- Z tobą zawsze.
_____
Wiem. Flaki z olejem. Kompletna nuda, brak akcji. Jestem totalnie niezadowolona z tego rozdziału. Przepraszam, że publikuję coś takiego.
- Długo to będzie trwało? Nie znoszę tak czekać.
- Mel, cierpliwości.
- Nie lubię. - mruknęła jak mała dziewczynka.
Roześmiał się cicho i dopił kawę do końca.
- Poczytaj sobie jakieś ulotki, czy coś.
- Taa, o tym jak pielęgnować ciążę, czy przewijać niemowlę?
- Przyda ci się na przyszłość. Chyba urodzisz mi kiedyś słodkiego bobaska, co?
- Oszalałeś. Sam sobie rodź.
- Czyli, że co? Nie chcesz mieć dzieci? - zerknął na nią zaciekawiony. Na końcu korytarza, rozległ się głośny płacz dziecka, skrzywiła się mimowolnie.
- Chcę, ale jakoś myślenie o tym w takim miejscu mnie nie nastraja.
- Wrócimy do tej rozmowy. - wytknął jej język.
Zamilkli na kilka minut. Melody skupiła spojrzenie na białej plamce, na środku błękitnej ściany. Po chwili warknęła zirytowana.
- Zwariuję tu.
Drzwi sali obok otworzyły się i wyszedł z nich lekarz, a zaraz za nim blady Mike z wyraźnym szokiem w oczach. Chester zerwał się na równe nogi i złapał go za ramiona.
- Mike? Mike, wszystko gra? - potrząsnął nim lekko. Na twarzy rapera zaczął się kształtować ogromny uśmiech.
- Mam syna. Urodził mi się syn. - przytulił go mocno, śmiejąc się radośnie.
- Gratuluję!
Obok stanęła Melody i położyła mu dłoń na ramieniu, uśmiechając się szeroko.
- Mogę zobaczyć mojego chrześniaka?
- Zawołają mnie jak już będzie gotowy. Żebyś ty słyszał ten wrzask. Jest lepszy od ciebie. Jak podrośnie to wykopię cię z zespołu.
Cała trójka wybuchnęła śmiechem. Dziewczyna wyjęła swojemu narzeczonemu telefon z kieszeni spodni i odeszła na bok, by do wszystkich zadzwonić. Dwadzieścia minut później odwiedzili wykończoną, ale szczęśliwą Annę, z małym zawiniątkiem przy piersi. Podała dziecko ostrożnie swojemu mężowi i uśmiechnęła z wdzięcznością. Mike delikatnie ułożył sobie małego na rękach, podtrzymując mu główkę dłonią. Chłopczyk miał jasną cerę, wciąż lekko zaróżowioną i ogromne, ciemne oczy, które odpowiednią barwę miały nabrać dopiero za jakiś czas. Patrzył uważnie, zaciekawiony na swojego tatę, uśmiechając się słodko i wkładając piąstkę do ust. Shinoda pociągnął nosem, starając się opanować wzruszenie.
- Otis. Witaj na świecie synku. - szepnął cicho i pocałował go w czoło.
Chester i Melody, zostawili świeżo upieczonych rodziców i wrócili do domu na noc. Obiecali wrócić razem z resztą ekipy rano, gdy pierwsze emocje opadną.
Leżąc już w łóżku, mężczyzna wznowił wcześniejszą rozmowę.
- Więc czemu masz tak negatywne podejście do ciąży?
- Czemu negatywne? Po prostu nie umiem sobie wyobrazić jak okropny to musi być ból, wypchnąć z siebie coś tak dużego. - gestykulowała żywo. - Ty przy tym za dużo do roboty nie masz. To ja później jestem ograniczoną słonicą przez dziewięć miesięcy i to ja muszę później przeżywać torturę.
- To mam rozumieć, że chcesz mieć dzieci czy nie? - westchnął ciężko, zaplatając ręce pod głową.
- Oczywiście, że chcę. Tylko nie sądzisz, że to się dzieje trochę za szybko?
- Mel, zaraz nam stuknie trzydziestka. To jest odpowiedni moment. Co innego gdybyśmy znali się od wczoraj, ale przecież tak nie jest.
- Co żeś się tak uczepił nagle? Zazdrościsz im, czy o co ci chodzi? - burknęła zirytowana.
- Skarbie po prostu chcę stworzyć z tobą rodzinę. Nie mówię przecież, że już rozbieraj się, zrobimy sobie dzieciaka, a ja sobie później pojadę w trasę i zostawię cię z tym samą. Chcę wiedzieć jakie masz do tego podejście. Jeśli nie chcesz rodzić, możemy się zastanowić nad adopcją. Po prostu warto to przemyśleć i porozmawiać.
- Chazy, póki co mamy na głowie ślub. Zostało nam półtora miesiąca, a jeszcze z wieloma sprawami jesteśmy w kropce. Wciąż nie dostałam odpowiedzi od kilku osób i czekam cały czas na telefon z kwiaciarni. Załatwiłeś chociaż salę?
- Melody uspokój się. - złapał ją za dłoń i przyciągnął do siebie. Położyła głowę na jego piersi, obejmując go w pasie. - Nie możesz podchodzić do wszystkiego z takimi nerwami. Na wszystko jest czas. Sala jest zamówiona, tak samo jak zespół i katering. Zwolnij trochę. To ma być szczęśliwy dzień, a jak tak dalej pójdzie to dostaniesz zawału. - pocałował ją w czubek głowy, gładząc delikatnie po plecach. - Może zrobimy sobie trzy dni wolnego, hm? Polecimy na Karaiby? Plaża, ocean, drinki. Wrócimy we wtorek wieczorem.
- Kusisz, ale nie wiem czy dostanę wolne.
- Przecież poradzą sobie w redakcji przez dwa dni. - żachnął się. - Zresztą możesz edytować teksty na laptopie. Albo powiesz, że jesteś chora i musisz zostać w domu, a tak naprawdę znikniemy dla całego świata. Dobrze ci to zrobi kotku. A kilka spraw związanych z weselem możemy przecież powierzyć Robowi, czy Joe. Zgadzasz się?
- Nie potrafię odmówić. Karaiby są zbyt kuszące. - uśmiechnęła się rozmarzona.
Wstał z łóżka i przeszedł boso do pokoju obok, by zaraz wrócić z laptopem. Zarezerwował dwa bilety na jutrzejszy popołudniowy lot na Barbados. Chwila odpoczynku od zgiełku miasta i życia w biegu przez ostatnie kilka tygodni, jak najbardziej im się należy. Rano Melody zadzwoniła do swojego szefa, informując, że jutro i pojutrze nie pojawi się w redakcji. Mimo iż nie było mu to na rękę, zgodził się. Udali się do szpitala, wcześniej kupując w kwiaciarni kolorowe tulipany dla Anny i balona w kształcie niebieskiego jednorożca, na widok którego Mike komicznie przewrócił oczami. W sali, do której została przeniesiona Ann, było już kilka osób, a pielęgniarki dostawiły stolik pod oknem, gdzie stało już kilka bukietów. Chester przywiązał balon do poręczy łóżka, a ten delikatnie falował pod sufitem. Otis spał obok mamy, zawinięty w fioletowy kocyk w księżyce. Na brzegu łóżka, jakby pilnując by mały nie spadł, siedział Mike z tym idiotycznym uśmiechem szczęśliwego człowieka. Wszyscy w pomieszczeniu zresztą obserwowali niemowlę z wyraźnym rozczuleniem na twarzy. W okolicach godziny jedenastej, Chester z Melody udali się do domu by spakować się na podróż. Gdy poinformowali przyjaciół, że znikają z LA, dokładnie na Karaiby na trzy dni, wszyscy wydali zgodny pomruk zazdrości. Para tuż przed wyjściem z domu zostawiła telefony na stole. Nikt nie miał prawa im przeszkadzać w trakcie tego krótkiego urlopu, a najlepszym sposobem na to, było po prostu nie zabierać komórek ze sobą. Czekając na lotnisku na odprawę, uśmiechali się do siebie delikatnie. Wsiadając do samolotu, Chaz pocałował kobietę w usta.
- Gotowa?
- Z tobą zawsze.
_____
Wiem. Flaki z olejem. Kompletna nuda, brak akcji. Jestem totalnie niezadowolona z tego rozdziału. Przepraszam, że publikuję coś takiego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)