Pluł sobie w twarz, za to, że gdy coś zaczynało iskrzyć, on tak po prostu stchórzył. Odwiózł ją w ciszy do domu, dziękując za miły wieczór i poczekał aż speszona zniknie w drzwiach swojego apartamentowca. Nie chciał teraz siedzieć w domu sam. Ruszył w kierunku Santa Monica, w stronę wybrzeża i zaparkował auto, na prawie pustym placu. Postawił kołnierz swojej kurtki, chroniąc kark przed lekkim wiatrem. Na marne jednak, podmuch wpadł mu pod okrycie, sprawiając, że na jego ciele pojawiła się nieprzyjemna gęsia skórka. Potarł dłonie o siebie i schował je do kieszeni spodni. Był poniedziałek więc plaża świeciła pustkami. Minął go jakiś facet biegający z czarnym labradorem, na ławce zauważył tulącą się do siebie parę. Poza tym był tylko on sam. Ruszył piaskiem w stronę wody i usiadł na jakimś pieńku wyrzuconym przez ocean. Wyciągnął nogi przed siebie, krzyżując je w kostkach i zapatrzył się w dal. Szum fal był uspokajający, a czarna tafla pozwalała odciążyć myśli. Czuł, że zmienia się coś między nimi, ale bał się, że coś pójdzie nie tak. Nie rozmawiali już ze sobą tak lekko i otwarcie jak kiedyś. Miał wrażenie, że teraz każde z nich pomyśli dwa razy zanim się odezwie... Do tego to cholerne uczucie skrępowania, które pojawiło się nie wiedzieć skąd, ani kiedy. Pokręcił głową, przymykając oczy. A może to wszystko działo się tylko w jego psychice? Może taka atmosfera pojawiała się dlatego, że on sobie za dużo wyobrażał, zbyt dokładnie próbował analizować pewne słowa czy gesty. Co najmniej jakby szukał spisku, albo... Czego właściwie oczekiwał? Spodziewał się, że rzuci mu się w ramiona, krzycząc, że chce spędzić z nim resztę życia i mieć gromadkę dzieci? Przecież nie mógł oczekiwać, że całe jej życie kręci się wokół niego.
Chaz , ty cholerny egoisto. Złapał garścią trochę zimnego piasku i zaczął przesypywać go z jednej dłoni, do drugiej. Nucił coś pod nosem, patrząc jak jasne ziarenka opadają na jego uda. Potrzebował jakoś odreagować. Może jakiś koncert? Porządne wydarcie się na scenie, czerpanie energii od tłumu fanów wpatrzonych w niego i resztę zespołu. Tysiące ludzi znających słowa ich piosenek. To prawie tak jakby każdy z nich posiadał kawałek jego duszy. W końcu w tekstach było wszystko to, co starał się wyrzucić z serca i z głowy. Wszystko to co go bolało, raniło czy sprawiało zawód. Zmarszczył brwi, gdy przed jego oczami pojawił się obraz Kate. Jego pierwsza miłość. Wykorzystała go w każdy możliwy sposób, by po trzech latach zostawić. Jakim był kretynem, że nie dał sobie przemówić do głowy ani Mike'owi, ani Melody, tylko pozwolił z siebie robić idiotę. Kochał ją, chociaż patrząc przez pryzmat czasu mógł być nią tylko oczarowany, a po czasie po prostu przyzwyczajony. Cudownie było wracać do domu z pewnością, że czeka na ciebie tam ktoś, kto cię przytuli, że nie będziesz sam. Była świetną aktorką i owinęła go sobie wokół palca. Gdyby na własne oczy nie zobaczył tego jak zdradliwą była żmiją, pewnie do dziś trwałby przy niej niczym pies na łańcuchu, wydając na nią każdy cent i poświęcając wszystko co miał. Dobrze, że się jej nie oświadczył. Z takiej pułapki jak ślub miałby ogromny problem się uwolnić. Obraz Kate zastąpiła Mel w delikatnej sukni ślubnej i nie mógł na tę myśl się nie uśmiechnąć. Gdyby to było takie proste. I gdyby on tak bardzo nie tchórzył.
~*~
Wracała z pracy metrem. Opierając głowę o chłodną szybę, wsłuchiwała się w krzyk Chestera płynący z jej telefonu przez słuchawki, prostu do głowy. Uspokajał ją i koił jej nerwy. Przymknęła oczy i uśmiechnęła się słysząc ten cholernie długi wrzask podczas
Given up. Uwielbiała sposób, w jaki potrafił cały żal i ból, wyrzucić z siebie takim właśnie krzykiem. Gdyby ona tak spróbowała zapewne nie mogłaby mówić przez tydzień. Był piątek, tydzień zleciał jak z bicza strzelił i poza kilkoma krótkimi rozmowami przez telefon, nie miała z przyjacielem kontaktu. Planował razem z zespołem jakiś koncert w LA, więc czas im upływał na próbach. Wieczorem mieli się spotkać wszyscy razem u Shinody, chcąc w końcu w komplecie świętować radość przyszłych rodziców. Chaz miał po nią przyjechać taksówką, żeby żadne z nich nie musiało brać auta. Miała niespełna godzinę na przygotowanie się do wyjścia. Gdy usłyszała sygnał połączenia, wiedziała, że chłopak już czeka przed budynkiem.
Taksówkarz słuchał irytującej hinduskiej muzyki rodem z Bollywood. Chester zaciskał zęby, gryząc się w język żeby nie rzucić jakiegoś komentarza w jego stronę. Liczył na to, że Melody pojawi się chociaż raz na czas, co wiązałoby się z szybszym skróceniem jego męki. Wypuścił z ulgą powietrze, gdy stanęła w drzwiach. Tym razem jej widok nie był tak zaskakujący jak tydzień temu, chociaż wyglądała równie ponętnie, co w tamtej czarnej sukience. Serce zaczęło płatać mu figle to przyspieszając, to zwalniając swój rytm. Krótkie jeansowe spodenki wyglądały na niej świetnie. Swobodna koszula w kratkę, a pod nią dopasowana bokserka w kolorowy, kwiatowy wzór. Całość dopełniona sandałkami na koturnie, wiązanymi na kostce. Włosy rozpuściła, podpinając jedynie tak, by nie opadały jej na twarz. Wyglądała młodzieńczo, lekko i przede wszystkim pięknie. Delikatne kreski na powiekach uwydatniały jej błękitne oczy. Pocałowała go w policzek, zapinając pas. Taksówka ruszyła.
- Flower Power, huh? Wyglądasz jak młoda hipiska. Masz jointa w tej swojej torbie, czy zapas kwasu w portfelu? - zaśmiał się cicho, gdy uderzyła go w ramię.
- Tak, ty też świetnie wyglądasz i bardzo się cieszę, że cię widzę. - wystawiła mu język. - Jak tam nastrój?
- Może być, cieszę się, że wrócimy na scenę, chociaż na chwilę. Poza tym wracamy do studia, na spokojnie zaczynamy pracę nad nową płytą.
- Jakieś pomysły? Masz już jakąś piosenkę?
- Nic ci nie powiem, przecież wiesz. - parsknął cicho widząc ciekawość w jej oczach. Taka ich niepisana umowa. Była pierwszą osobą, która słuchała płyty, ale dopiero wtedy gdy była skończona.
Gdy wysiedli pod domem Shinody, muzyka już grała. Bez pukania weszli do niewielkiego domku w kolorze jasnej zieleni, i skierowali się w stronę salonu. Przywitali się z całą ekipą Linkin Park i kilkoma innymi, bliskimi znajomymi. Gdy dotarli do gospodarzy, Chester pocałował Annę w policzek i klepnął przyjacielsko mężczyznę w plecy gratulując obojgu raz jeszcze.
Impreza trwała w najlepsze, przybyło jeszcze kilka osób, a muzyka dudniła w całym domu. Nagle ktoś trzepnął Chaza w ramię. Gdy zobaczył drobną brunetkę z migdałowymi oczami, uśmiechnął się szeroko, unosząc ją do góry i mocno przytulając.
- Betty! Kopę lat! Gdzie masz Olivię?
- Maltretuje moje brata. - machnęła ręką w kierunku Brada i wysokiej blondynki, która była jej partnerką. - Co słychać?
- Szczerze? Ostatnio się pieprzy wszystko. - zerknął w kierunku Melody, która właśnie śmiała się z Phoenixem z Joe, który odstawiał jakiś dziwny taniec.
- Kto to? - podłapała jego spojrzenie.
- Moja przyjaciółka, nie wiem jak to możliwe, że nigdy się nie poznałyście. - mruknął cicho.
- Wie, że ją kochasz? - uśmiechnęła się delikatnie.
- Cholera, aż tak to widać? - skrzywił się, na co się roześmiała.
- Nie, nie martw się. Mam po prostu wprawione oko. - mrugnęła do niego. - Ale wiem, że i ty nie jesteś jej obojętny, tylko ona tego do siebie nie dopuszcza.
Teraz to on się zaśmiał.
- Nie baw się we wróżkę, Betts.
- Nie wymyślam, mierzy mnie spojrzeniem jakbym była ogromnym, włochatym pająkiem. Jeszcze nie spytała chłopaków kim jestem, więc nie chce zdradzić swojego zainteresowania, moją osobą, ale nerwowo popija drinka, co chwila nas obserwując.
- Zaczynam się ciebie bać, kobieto. Współczuję Olivii.
- Teraz mnie słuchaj. Chcesz żeby ona zrozumiała co czuje? - kiwnął niepewnie głową, marszcząc czoło. - Ok, tylko nie rezygnuj i słuchaj uważnie co mówię. - uśmiechnęła się, głaszcząc go po ramieniu. - Udawaj, że ze mną flirtujesz, szepnij mi coś do ucha i nie rób takiej durnej miny. Zobaczysz, że to zadziała. Już nie może od nas oderwać oczu. Nie patrz! - syknęła przez zęby, gdy chciał odwrócić głowę. - Rób co mówię, ok?
- Zwariowałaś. - szepnął jej do ucha, kładąc dłoń na jej plecach. Miał wrażenie, że wszyscy się na nich gapią. Napotkał zdziwione spojrzenie Mike'a i rozbawioną minę Olivii. - Jak to nie wypali, to cię zamorduję.
- Zamknij się i mnie pocałuj. - zaśmiała się cicho.
- Że co? - warknął, patrząc na nią zszokowany.
- Zaufaj mi.
Westchnął lekko i delikatnie pocałował ją w usta. Uczucie było co najmniej dziwne, jakby całował młodszą siostrę. Później wszystko potoczyło się jak w zwolnionym tempie. Usłyszał odgłos tłuczonego szkła, stłumiony okrzyk Anny i szmer innych osób. Oderwał swoje usta od Betty i napotkał spojrzenie błękitnych oczu. Ból jaki w nich zobaczył w pierwszej chwili go sparaliżował. Dopiero, gdy Anna podała jej papierowe ręczniki zobaczył krew na jej dłoniach i resztki szklanki leżące na podłodze. Ruszył w jej kierunku, a ona jednocześnie zrobiła krok w tył. Podszedł do niej niepewnie, jakby próbował oswoić dzikie zwierzę.
- Zabiorę cię do szpitala, trzeba będzie to zszyć. - szepnął cicho, bojąc się spojrzeć w jej oczy.
- Taksówka już jedzie. - wtrącił Mike, który właśnie do nich podszedł, mordując Chestera spojrzeniem, z niemym pytaniem w oczach
Co ty odpierdalasz?
Melody nie odezwała się słowem, tylko ruszyła w stronę drzwi. Wciąż wstrząśnięty mężczyzna, ruszył za nią. Całą drogę milczeli, ona wpatrzona w okno, on w swoje kolana. Próbował przeanalizować co się właściwie stało. Gdy samochód zaparkował pod szpitalem, uregulował rachunek i ruszył z nią do środka.
- Wracaj na imprezę, zostawiłeś swoją towarzyszkę. - mruknęła pod drzwiami budynku.
- To nie moja towarzyszka, Mel. - szepnął błagalnie.
- Odniosłam całkiem inne wrażenie. - warknęła cicho, wciąż na niego nie patrząc.
- Mel, nie rozumiesz...
- Czego do cholery nie rozumiem twoim zdaniem? - głos zaczynał się jej łamać, a w gardle czuła dławiące łzy. - Zejdź mi z oczu.
Odwróciła się z zamiarem odejścia, jednak złapał ją za zdrową dłoń i obrócił w swoją stronę wpijając się w jej usta. W pierwszej chwili odwzajemniła jego pocałunek, który z drapieżnego, pełnego pasji i namiętności, przeszedł w delikatny, smakujący słonymi łzami. W pewnej chwili odepchnęła go od siebie i uderzyła w twarz. Otarła grzbietem dłoni oczy, rozmazując na nich tusz i odrobinę krwi. Chester złapał się za piekący policzek i spojrzał na nią zdziwiony.
- Melody, ja cię kocham...
- Zejdź mi z oczu! - wykrzyczała i szlochając zniknęła w szpitalu.
A więc stało się. Nie było nic do ukrycia, ale wszystko potoczyło się inaczej niż myślał.
- Spieprzyłem to. - szepnął, wciąż wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stała miłość jego życia.
______
Jestem po tygodniu. Tak jak mówiłam sielanka nie mogła trwać wiecznie. Mam nadzieję, że Wy będziecie trochę lepiej nastawione do tego rozdziału, bo mi się wydaje, że kompletnie nie wyszedł. Pozdrawiam :)